Strawiński i inni „winni”
Czy w związku z napaścią faszystowskich Niemiec na Polskę, Polacy obrazili się na muzykę Haydna lub Beethovena? Jasne, że język okupanta stał się nienawistny, jeszcze na wiele lat po wojnie, jednakże nikt nie kwestionował wkładu takich osób jak Goethe w kulturę ogólnoludzką. Albo raczej nikt rozsądny. Trudno bowiem winić antenatów za zbrodnie ich następców.
Dokładnie tak samo, jak trudno winić jakąś współczesną społeczność, że część społeczności ich dziadów lub pradziadów dopuściła się ludobójstwa. Jeśli przyjmiemy, że obecnie żyjący są odpowiedzialni za wszystko, czego dopuściły się poprzednie pokolenia, nie znajdziemy niewinnego narodu w Europie, a może i na całym świecie. Rozliczenie krzywd przeszłości w myśl zasady „oko za oko” zakończyłoby się chyba kompletnym wyludnieniem naszej planety. Być może odetchnęła by ona wówczas z ulgą, ale…
Jedną z wartości, której na bezludnej ziemi ewidentnie by brakowało to wytwory kultury. Może nie wszystkich, zakładając że architektura, rzeźba i malarstwo przetrwałyby hipotetyczny, chociaż całkiem możliwy Armageddon. Mam na myśli głównie dzieła niematerialne, gdyż one wymagają nie tylko odbiorców ale też wykonawców, przywracających je każdorazowo do istnienia, nawet jeśli miałoby to być wykonanie dwuminutowej pieśni…
Twórcą kultury, ale i jej odbiorcą jest tylko człowiek, co tak szlachetnie odróżnia go od świata zwierząt. W obliczu wojny nie dziwi raczej, że następuje embargo na wykonawców reprezentujących kraj agresora. Jednakże dawni twórcy, których wkład w ogólnoludzką kulturę nie budził nigdy wątpliwości, z naszymi współczesnymi konfliktami nie mają nic wspólnego, na żadne embargo sobie nie zasłużyli. Dlatego nie spalę książek Bułhakowa i Tołstoja czy Dostojewskiego ani nie zamierzam przestać słuchać Strawińskiego czy Czajkowskiego. Podejmującym decyzje o wykluczeniu nadawania na antenie radiowej m.in. jego utworów polecam zastanowienie, czy naprawdę w czymkolwiek pomaga to walczącej o wolność Ukrainie…