Paszcza w Puszczy. Nie ma co się bać
Podczas międzyświątecznych zakupów w kieleckim Lewiatanie znienacka dopadły mnie dylematy XVII-wiecznego angielskiego filozofa Thomas’a Hobbes’a, który niedługo po wojnie domowej w Anglii w roku 1651 kreatywnie wyrzucił z siebie słynne antyczne powiedzenie Homo homini lupus est (Człowiek człowiekowi wilkiem). Według Hobbes’a „życie człowieka jest samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie,” wobec czego nie pozostaje nam nic innego, jak się dogadać i stworzyć suwerenną wspólnotę, która pozwoliłaby ten permanentny stan „wojny wszystkich ze wszystkimi” trwale przezwyciężyć.
Lewiatan Hobbes’a to potwór z ludzką twarzą, który paradoksalnie daje nadzieję na zbudowanie lepszego jutra. Owa wyimaginowana wspólnota powstaje oczywiście ze strachu. Od wieków straszą nas wyobrażenia, m. in. Williama Blake’a o makabrycznej i szatańskiej w istocie Paszczy Lewiatana, który chciałby na wszelkie sposoby pożreć resztki ludzkiego zdrowego rozsądku.
Też się boicie? To nic. Jak wiadomo, strach ma zazwyczaj wielkie oczy, nawet gdy rzeczy dzieją się niemalże na pograniczu europejskiego Nieba i Piekła, czyli w Polsce Wschodniej. Dante i Blake byliby dumni z tych wszystkich z nas, którym nie brakuje mimo wszystko odwagi na robienie zakupów w Lewiatanie. No ale w naszej przestrzeni kulturowej Lewiatan kojarzy się raczej z Wilkiem, ewentualnie przebranym za Babę Jagę, podstępnie wędrującym przez… Puszczę Jodłową?
Jak to dobrze, że u szczytu kieleckiego deptaka na trąbce przygrywa Miles Davis, a zaraz obok wszystkim wątpiącym i wystraszonym, Henryk Sienkiewicz przypomina, że „wszyscyśmy bracia.” Poza tym zewsząd słychać, iż tzw. wojna polsko-polska zostanie wreszcie zakończona w nadchodzącym roku 2025. Oby.