FilmKultura

„Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun” a obiektywizm dziennikarski

Najnowszy film Wesa  Andersona  jest z pewnością  hołdem dla tradycyjnej prasy drukowanej. Od pierwszej sceny wyraźnie widać, że reżyser uwielbia stare gazety.  Produkcja ta  jest dedykacją dla powojennego  zespołu dziennikarskiego „New Yorkera”, a fabuła komediodramatu  rozgrywa się w redakcji amerykańskiego czasopisma w fikcyjnym mieście XX-wiecznej Francji. Ponadto zwiastun, w którym według mnie pokazane jest wszystko i nic, ogromnie zachęca do zagłębienia się w historię. „Kurierowi Francuskiemu” nie brakuje dowcipu, ironii i absurdu. Jakby tego było mało, widzimy obsadę pełną wyśmienitych aktorów grających ekscentryczne i niebanalne postacie.

Cała fabuła  „Kuriera Francuskiego” składa się z artykułów, które mają pojawić się w „numerze pożegnalnym” gazety. Każdy artykuł opowiada inną historię i jest związany z różnymi sekcjami tygodnika. Pierwszy z nich  „Reporter na rowerze” autorstwa  Herbsainta Sazeraca (Owen Wilson) umożliwia nam zwiedzanie francuskiego Ennui-sur-Blasé    przed i po gentryfikacji budynków.  Następny artykuł „Konkretne arcydzieło” opowiada o malarzu osadzonym w  więzieniu dla psychopatów oraz o strażniczce, która jest jego muzą. Sztuka abstrakcyjna kryminalisty wpadła w oko niejakiemu Julianowi Cadazio (Adrien Brody), który dostrzega talent kryminalisty i zarazem szansę na biznes.

„Poprawki do manifestu” skupiają się na studenckich protestach i reporterce, która wdaje się w romans z ich znacznie od siebie młodszym liderem. Po tej historii na myśl  nasuwa się tylko jedno pytanie: Czy istnieje obiektywne dziennikarstwo?  Na pewno nie według starszej reporterki, która lgnie do energii młodych i wtrąca się w ich sprawy. Relacjonuje wszystkie wydarzenia w sposób najbardziej wygodny dla siebie i Zefirellego  (Timothée Chalamet). Jej postawa jest świetnym przykładem na to, że „nasz punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Ostatnia historia „Prywatna jadalnia komisarza” to opowieść jednocześnie kulinarna i kryminalna o porwaniu dziecka.

Mamy do czynienia z wieloma ekscentrycznymi postaciami, które stanowią pole do popisu dla wybitnych aktorów. Jednak chcę tutaj zwrócić uwagę na sposób, w jaki został przedstawiony redaktor naczelny czasopisma. Bill Murray jako Arthur Howitzer jest  spokojny, uważny, dostrzega każdy tekst, w którym zamknięto prawdziwe uczucie, a z czasopisma wyrzuca tylko to, co nie służy dobru tekstu. Jest on całkowitym przeciwieństwem redaktorów, których widzimy w filmach o podobnej tematyce.

 Jak już wcześniej wspomniałam, w tej produkcji mamy do czynienia z plejadą gwiazd kina. Tylko czy nie jest  ona może za bardzo  przeładowana znanymi nazwiskami? Wiele popularnych aktorów i aktorek pojawia się jedynie w rolach epizodycznych, co odciąga uwagę od historii. Przykładowo oglądając scenę, w której Edward Norton wciela się w szofera, widzę tylko Nortona i zastanawiam się nad  jego innymi rolami.

Wes Anderson dba o szczegóły.  Ścieżce dźwiękowej towarzyszy stukanie maszyny do pisania, a pastelowa scenografia jest dopracowana niemalże do perfekcji. Występowanie i wprowadzanie po sobie kolejnych artykułów sprawia, że film wydaje się zorganizowany, natomiast szybko tocząca się akcja niejednokrotnie wprawia w zakłopotanie. Jak na seans trwający 1 godzinę i 48 minut „Kurier Francuski” jest bogaty w wiele nawiązań, skojarzeń i słynnych cytatów. W filmie jest tak wiele, że jeden seans może nie wystarczyć  na wyłapanie wszystkiego, biorąc pod uwagę, że estetyka i kolory zmieniają się od czarnobiałej stylizacji, kończąc na komiksowej animacji. Oglądanie „Kuriera”może trochę zmęczyć, ale również zaskoczyć swoją oryginalnością i nowatorskością.