Brexit czyli za a nawet przeciw
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to, co dzieje się dziś na Wyspach Brytyjskich przybrało nagle formę jakiegoś monstrualnego post-kolonialnego majaka, w którym coraz trudniej znaleźć choćby krztę znanego nam od pokoleń pragmatycznego brytyjskiego racjonalizmu. Kolejne przegrywane/wygrywane przez premier May głosowania świadczą o mentalnym chaosie, jaki dopadł już nawet samych deputowanych brytyjskiego parlamentu. A mimo to z wyliczeń nieustannie wynika, że wszyscy czują się zwycięzcami, i ci, co za, i ci, co przeciw. Najtrudniej zatem zastosować słynne skądinąd powiedzenie, że kto nie z nami, ten przeciwko nam. Doszło do swojskiego paradoksu, w którym wszyscy są jednocześnie za a nawet przeciw.
Ten błogi stan swoistego auto-szantażu nie będzie jednak trwał wiecznie. Z uczuciem co najmniej konsternacji i niedowierzania patrzymy, jak na naszych oczach oto sięga bruku ideał europejskiej solidarności, ku któremu tyle pokoleń zmierzało – być może trochę nadmiernie bezkrytycznie, ale innej, lepszej opcji przynajmniej dla tych z nas, którzy świadomie przeżywali koszmar urodzenia się za Żelazną Kurtyną po prostu nie było.
Tym większy szok przeżywa teraz nasze pokolenie, któremu jeszcze w połowie lat 80-tych dopiero co minionego stulecia marzeniem wprost nieosiągalnym wydawało się przystąpienie Polski do Unii Europejskiej. Powiększenie Unii na Wschód zmieniło nas na zawsze i zapewne w sposób nieodwracalny. Jestem przekonany, iż równie trudno jest nam sobie teraz wyobrazić nagły powrót granic i wszelkich innych obłąkańczych szaleństw dawnego systemu. Trudno zrozumieć, że tak niewiele lat po tym, gdy fizycznie runął Mur Berliński, obywatele byłego Imperium Brytyjskiego (które istnieje już jedynie wirtualnie i chyba tylko w ich wyspiarskich umysłach?) dążą ku zbudowaniu nowych barier na przykład na Wyspie Irlandii czy też… Kanale La Manche? Po co to wszystko? Czy naprawdę można w dzisiejszych czasach być jednocześnie za a nawet przeciw? Jeśli to możliwe, to z pewnością promotorzy Brexitu nie czynią tego w imię dobra wspólnego. Zapewne minie jakiś czas zanim następne pokolenie Brytyjczyków niewątpliwe obudzi się z ręką w nocniku. Co wtedy? Czy powinniśmy pozwolić im wrócić? Najlepiej byłoby wszystkich tych pytań nie zadawać. Najlepiej, aby po prostu zostali z nami teraz. Trzymajmy kciuki.
Nad Kanałem La Manche, Europa, 17.03.2019