FilmProjekt kulturalny

Co się wtedy stało?

Nawiedzony dom na wzgórzu to produkcja Netflixa z 2018 roku. Powstał na podstawie książki Shirley Jackson, pod tym samym tytułem z 1959 roku. Twórcy serialu zmienili jednak wiele elementów, pogłębiając historię o rodzinny dramat Crainów — niewyjaśnioną śmierć Olivii Crain, żony i matki. Czy przemówi to do osoby, która nie lubi horrorów?

Anna Dobrut: Wiem, że horrory to trochę nie Twoja bajka, jednak pomyślałam, że Twoje spostrzeżenia dotyczące serialu Nawiedzony dom na wzgórzu będą ciekawe z perspektywy kogoś, kto takich seriali raczej nie ogląda. Jakie masz pierwsze wrażenia po seansie?

Julia Dudek: Przyznaję, że mój seans obejmował 3 odcinki z 10. Jak na mnie to i tak niezły wynik, bo nie lubię horrorów. Dlaczego? Głównie przez płytkość ich historii oraz fakt, że nie lubię się bać, bo tak, bo to horror. W przypadku tego serialu, z tego co zauważyłam, mamy głębszą historię z podejściem psychologicznym. Co mnie cieszy, bo nie został powtórzony stary motyw z nawiedzonym domem, w którym straszy, a grupka osób, próbuje najpierw rozwiązać jego tajemnicę, a potem ginie próbując się wydostać z niego. Tutaj wokół znanego i często powtarzającego się motywu nawiedzonego domu, została zbudowana historia rodziny, która została rozbita przez traumatyczne doświadczenie — utratę bliskiej osoby, żony i matki, w niezrozumiałych okolicznościach.

AD: Zachęcam do obejrzenia do końca ze względu na ciekawe rozwinięcie fabuły. Czy kreacja matki, która ginie w dziwnych okolicznościach, spodobała Ci się i czy początek jej historii zachęcił do dalszego oglądania?

JD: Zaczynając od kreacji matki, bardzo mi się podoba sposób, w jaki jest ona przedstawiona. Widać, że była ona kochającą matką, dbającą o rodzinę i otaczającą ją niezwykłą czułością. Chociaż fakt, że do krzyczących ze strachu dzieci, w środku nocy przychodzi tylko ojciec mnie dziwi. Rozumiem, że słysząc krzyki Nell, jako pierwsze budzi się pozostałe rodzeństwo, to jest Luke, Stevena i Theo. Rozumiem, że rodzice mogą się nie obudzić — tak jak Shirley, siostra Nell, Luke’a, Stevena i Theo. Ale rodzice budzą się i zawsze, przynajmniej w trzech pierwszych odcinkach przychodzi ojciec. Czuła i wrażliwa matka raczej też powinna przybiec i sprawdzić co się stało. Nawet, a chyba nawet zwłaszcza jeśli jej córeczka ma stałe koszmary nocne.
Co do tego, czy początek zachęcił mnie do dalszego oglądania… To jest kwestia trudna. Historia ma to coś, jednak… Nie wiem, czy ty też tak masz, ale do niektórych rzeczy muszę mieć odpowiedni nastrój. Muszę mieć ochotę, na dany typ rozrywki. W tym przypadku jest podobnie. Podoba mi się klimat i historia, jednak mam wrażenie, że ten serial, abym go dokończyła, musi poczekać na odpowiedni moment. Kiedy będę miała ochotę obejrzeć coś o mrocznym klimacie. Jednak raczej nie będę długo czekać na ten moment, bo ta historia ma coś w sobie, a bohaterowie zwłaszcza Theo zdobyła moją sympatię.

AD: To prawda, jest niezwykły, bo mocno psychologiczny i trochę nawet filozoficzny, a jednocześnie to konwencja horroru, więc są też jump scare, ale na pewno mniej, niż w tych tradycyjnych. Mnie osobiście zafascynował nie jako horror sam w sobie, tylko jako film psychologiczny. Sama oglądałam go 5-6 razy, w tym raz przed naszą dyskusją, żeby być w klimacie i temacie, ale fakt, trzeba mieć na niego chęć, nastrój i czas.
Co do matki, to jej postawa jest rozwinięta bardziej w kolejnych odcinkach, jednak bez spoilerowania mogą powiedzieć, że była matką specyficzną, trzymającą pewien dystans, nie taką typową, skupioną tylko na dzieciach. Mnie podobało się, że oboje z mężem wychowują dzieci, pokazują im świat, ale i pielęgnują w nich taką ciekawość. Stawiają też na ich rozwój. To trochę inny model rodzicielstwa, jaki znamy z wielu starszych polskich produkcji.

JD: Fakt, przedstawiony został bardzo ciekawy model rodzicielstwa. Już w tych trzech odcinkach zaakcentowane jest rozwijanie w dzieciach ciekawości, ale również tolerancji i oswajanie ich z różnymi przejawami życia. Przykładowo zapoznawanie z różnymi wierzeniami, czego dowodem jest znajomość ksiąg największych wierzeń, takich jak Ewangelia, Koran i Talmud, czy oswajanie Shirley ze śmiercią przez pochówek kotka.
Jeśli zaś chodzi o konwencję, bardzo przypomina mi ona niektóre odcinki klasyku brytyjskiego ekranu Doctor Who. Nie wiem, czy miałaś okazję poznać ten serial. Jednak wśród wielu odcinków, gdzie motywem przewodnim jest podróż w czasie i przestrzeni, jest kilka epizodów, które bardzo przypominają mi to, czym jest ten Nawiedzony dom na wzgórzu. Przypominające horror, budujące napięcie i sprawiające, że widz boi się niektórych momentów, a jednocześnie nie boi się przez to co widzi na ekranie. Boi się przez klimat i czuje wagę opowieści przez jej ładunek emocjonalny, przez zagłębianie się w to, co na co dzień nie chcemy widzieć — naszą ludzką naturę. Odnoszę wrażenie, że podobnie będzie w tyn serialu.

AD: Śmierć w ogóle jest dość specyficznie pojmowana w serialu, jako przebudzenie się albo lepszy świat bez bólu. Zresztą w domu stale przebywają duchy przeszłości, które wciąż w nim żyją i wcale nie chcą go opuścić. Dzieci też obcują z duchami, wyczuwając ich obecność. Co prawda rodzice nie do końca im wierzą, ale chcą jak najbardziej pomóc w dorastaniu i rozumieniu świata.
Tak, znam ten serial, jest zrobiony w takiej konwencji science fiction i horroru. Trochę przypomina mi Z archiwum X, ale w straszniejszej wersji. Podróż w czasie jest często spotykanym motywem w filmach i książkach. Też komiksy na nim bazują, bo to dość uniwersalny motyw i daje wiele do myślenia. Jeśli czas nie istnieje, to w takim razie kiedy żyjemy tu, czy w przeszłości?
Podobnie właśnie podzielony jest serial Nawiedzony dom na wzgórzu — mamy teraźniejszość, ale cały czas wracamy do zdarzeń sprzed śmierci matki. Pokazana jest przy okazji rodzina, dorastanie i wielka tajemnica.
Jak oceniasz na ten moment kreację dzieci w tej strasznej historii? Czy pomiędzy scenami z teraźniejszości i przeszłości bardzo się różnią od siebie, czy widać w nich te same osoby, mimo upływu lat?

JD: W trzech odcinkach, które zobaczyłam, rozwinięte zostały postaci Stevena, Shirley i Theo.
Zaczynając od najstarszego Stevena, rozumiem sposób poprowadzenia jego historii. Jako dziecko, a właściwie młody nastolatek, był sceptyczny wobec istnienia duchów. Jednak wydarzenia z nocy, kiedy umarła jego matka, popchnęły go w stronę zrozumienia tego, co niezrozumiałe. Trochę z tego powodu, trochę z braku pieniędzy opisał historię swojej rodziny, stając się sławnym pisarzem opowieści o duchach.
Następna w kolejności jest Shirley, która otarła się w domu o śmierć, w postaci odejścia całego miotu znalezionych kociąt. To była jej pierwsza styczność ze śmiercią, gdzie realnie zmarł ktoś w jej pokoju, przy jej łóżku. Następnie silne uczucia były związane ze śmiercią matki i ostatnim pożegnaniem jej w otwartej trumnie. Nie jest więc dla mnie zaskoczeniem, że została właścicielką zakładu pogrzebowego i zajęła się „opatrywaniem” zmarłych, jak to nazwała ostatnie przygotowanie zwłok.
Co do Theo… Jest to postać, co do której czuję obecnie największą sympatię. Niezwykle empatyczna, zawsze starająca się pomóc rodzeństwu, po latach zostaje psychologiem dziecięcym. Pomaga innym dzieciom, bo jak mi się zdaje, nie była w stanie wtedy pomóc rodzeństwu ani sobie. Zamiast rozwiązać, problem zbudowała mur, który do tej pory utrzymuje.
Jednym słowem — rozumiem dalsze losy tej części rodzeństwa i widzę jakie cechy ich charakteru oraz inne wydarzenia doprowadziły ich do miejsca, w którym są.
Co do pozostałej dwójki rodzeństwa… Widzę pewien schemat i domyślam się, że na Luke’a i Nell, bliźnięta, najbardziej wpłynął dom i obcowanie z jego tajemnicami, w postaci pani z krzywą szyją i dziewczynką z lasu. Choć przyznam, że historia Luke’a ciekawi mnie bardziej.

AD: Ja miałam podobne wrażenia, że każde z rodzeństwa ma swój rys psychologiczny, rozwinięty w dalszej części. Serial pokazuje, jak przeszłość wpływa na nasze życie, czasem tworząc ciekawe cechy charakteru, a czasem traumy nie do pokonania. Rodzina jednocześnie scala, ale może być pełna rys, traum i powodów, dla których rodziny nie chcemy mieć.
Każde z rodzeństwa inaczej radzi sobie z traumą — Shirley opatruje zmarłych, tak jak chciałaby opatrzeć zmarłą matkę i ją ochronić przed śmiercią, Theo pomaga innym, wykorzystując swój dar, Steven chce ukryć złość na ojca, a historię życia rodziny przekuwa na sukces, bo czuje, że tylko tak poradzi sobie z traumą, ale i zmieni przeszłość na coś dobrego. Wszystko ma swój cel, każde zdarzenie wpłynęło na to, jak później rozwijają się postaci. Luke i Nell byli w tej historii rodzeństwa najbardziej poszkodowani — za mali, aby zrozumieć, co widzieli i dlaczego tak mocno dom wpłynął na ich życie.
Co myślisz o samym domu, czy faktycznie mógł aż tak mocno wpływać na całą rodzinę?

JD: Myślę, że tak. Wydaje mi się, że dom zawsze przesiąka życiem swoich domowników. Tak tworzy się prawdziwą atmosferę w domu — rodzinnym ciepłem i dobrymi wspomnieniami. Bądź odwrotnie — atmosferę mroku, strachu.
Stare domy, pełne dźwięków w postaci starych rur, czy skrzypiących schodów, zwłaszcza dla małych dzieci mogą być straszne same w sobie. Nie potrzeba już duchów. Jednak w tym przypadku dom nie dość, że stary to skrywający w sobie mrok, który dodatkowo wpływa na dzieci.

AD: Bardzo podobało mi się stwierdzenie, że dom jest jak ciało ludzkie — rury to żyły, a ściany to skóra. To bardzo symboliczne podejście do budynku. Często na domy patrzymy tylko z perspektywy murów i tynków, a jednak mamy sentyment do pewnych miejsc i są domy, w których nie czujemy się dobrze, jest w nich zła energia, wręcz mroczna. Dlatego serial świetnie reintepretuje moim zdaniem znany motyw nawiedzonego domu. To nie tylko mury, w których straszy, ale sam dom może sprawiać, że się boimy — żyje i może dawać energię albo pożerać swoich mieszkańców.
Serial zadaje również ważne pytanie — czy to domy są nawiedzone, a może ich mieszkańcy stwarzają ciężką atmosferę. Czy sądzisz, że dom faktycznie mógł być nawiedzony, czy to wyczulenie bohaterów i ich lęki sprawiły, że stał się złym miejscem?

JD: Po tym co obejrzałam, stwierdzam, że oba. Dom z tak długą historią i zasugerowanym motywem, że może żyć, niesie swój ładunek emocjonalny, w tym lęk i strach. Wyczulenie bohaterów na pewne aspekty, jak w przypadku Theo empatię i uczucia poprzez dotyk, pogłębiły tylko odczuwanie tego, co siedziało w tym domu. Kwestia zamieszania tego konkretnego domu, przez konkretne osoby dała nam taki, efekt a nie inny.

AD: Nie chciałabym spoilerować, a poruszyłyśmy dość sporo tematów. Kończąc więc, chciałabym się Ciebie zapytać, czy na tę chwilę poleciłabyś serial innym i dlaczego?

JD: Poleciłabym ten serial osobom, które lubią mroczny klimat, chcą zagłębić się w psychologię bohaterów oraz chcą się trochę bać, na przykład przy okazji zbliżającego się Halloween. Na sam koniec zaś chciałabym dodać ciekawostkę od siebie. Znalazłam bowiem wywiad z twórcami serialu  — Serialowa Nawiedzony dom na wzgórzu – Wywiad z obsadą. Autorka zadbała by był bez spojlerów, jednak jest to ciekawe zajrzenie w tok produkcji.

Autorka ilustacji: Julia Dudek