FelietonyPolitykaPublicystykaWięcej Świat(ł)a

Pars pro toto

Właściwie tydzień powinien wystarczyć, byśmy zdołali otrząsnąć się z wyborczego transu ostatnich miesięcy. Im bardziej pragniemy zrozumieć to, co się stało, tym trudniej zbliżyć się do odpowiedzi na pytanie: co dalej?  Tym trudniej poskładać poszczególne elementy powyborczej układanki w jakąś sensowną całość, a nasz subiektywny w gruncie rzeczy punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Końcowy rezultat naszych wysiłków jest zawsze częściowy. To takie ponowoczesne  pars pro toto (część zamiast całości), które zdecydowanie wywołuje w nas po raz kolejny ogromny niepokój o przyszłość.

Tydzień po wyborach prezydenckich oddzieląca obu kandydatów z drugiej tury, Andrzeja Dudę i Rafała Trzaskowskiego, symboliczna barykada  stała się jeszcze bardziej wyrazista. Wynik ostatniego starcia jest praktycznie remisowy i tym samym chyba bardziej drastyczny niż kiedykolwiek w ostatnich trzydziestu latach. Jedni widzą w tym szansę na potencjalne zasypanie mentalnego (cywilizacyjnego) rowu oddzielającego obie strony sporu, dla innych to powód do dramatycznych i nieco paradoksalnych decyzji o ewentualnej emigracji – czy to rzeczywistej, czy to wewnętrznej.

Dwie podstawowe prawdy codzienności, iż rzeczy ciągle się zmieniają, czyli że żyjemy w stanie totalnej stabilnej niestabilności  nie napawają zbytnim optymizmem i zapewne stąd biorą się w nas tak ekstremalne reakcje na rzeczywistość, którą znacznie łatwiej byłoby znosić, gdybyśmy częściej w naszych wyborach (w momentach krytycznych) uwzględniali również bardziej obiektywną kategorię dobra wspólnego. Póki co pozostaje to niestety raczej irracjonalnym i dalekim od elementarnego nawet pragmatyzmu pobożnym życzeniem. 

Wolimy się dzielić. Wolimy budować na gruzach. Wolimy tymczasowość i doraźną manipulację. Wolimy ekstemalną subiektywność i krótkowzroczne myślenie sięgające nie dalej niż końca naszego nosu. Tak, tak.. Vox populi, vox Dei (Głos ludu, głosem Boga) sprowadzono do smutnej ludowej konstatacji, że skoro wszyscy kradną, to lepsi złodzeje są ci, którzy dzielą się łupem  z tymi, którym się po prostu należy. I już.

Wszystko to, jak zawsze, jest tylko częścią prawdy, częścią całości, bo całość na razie nie istnieje. Pomimo iż dopiero co po wyborach, jesteśmy w stanie dezintegracji. Pytanie, czy dezintegracja może być pozytywna oraz czy kolejna tak zwana dobra zmiana nie stanie się zaraz pustym sloganem wyborczym?

Lublin, Europa 19.07.2020