Muzyka na zimowe wieczory
Jest grudniowe popołudnie. Powoli robi się ciemno, może nawet już się zrobiło. Po bokach chodników i na trawie w parku zebrała się cienka warstwa świeżego śniegu, nietknięta jeszcze ludzką stopą. Mroźne powietrze zderza się z twoją skórą, mimo że sam siebie przekonujesz, że nie jest aż tak zimno. Spacer, a później podróż autobusem do domu zaczynają się dłużyć. Pojawia się melancholia bardzo charakterystyczna dla pory roku, a idealnym jej przedłużeniem, zwieńczeniem, akceptacją jest muzyka- muzyka, która wprowadza cię w spokojny trans i sprawia, że się rozpływasz.
Airiel – Winks & Kisses (2003-2004)
Gatunki: Shoegaze, Dream Pop, Ethereal Wave
Kompilacja czterech minialbumów, z czego każdy zawiera 4 utwory. Całość składa się na godzinę 40 minut onirycznej podróży, charakterystycznej dla dream-popowych klasyków. Projekt utrzymany został w konsekwentnie spójnej konwencji, przy czym żadna z jego części nie traci na indywidualności – już same ich nazwy podkreślają unikalny charakter każdej z nich. Nawet okładki są fragmentami większego obrazka, w który układają się jak puzzle. Słuchając tego projektu można wyraźnie doszukać się inspiracji, jakie wykorzystał zespół – mam tu na myśli flagowe projekty Shoegaze’u, takie jak My Bloody Valentine-Loveless, czy Slowdive-Souvlaki. Subtelne w odbiorze, ale pokazujące cały wachlarz emocji męskie wokale momentami całkowicie zlewają się ze ścieżką instrumentalną, stając się tym samym niemal niesłyszalne. W momentach kiedy słychać je jednak dosyć wyraźnie, nadal świetnie się z nią uzupełniają. W tej kompilacji wokale, nie są i w zamyśle twórców nie miały być najważniejsze. Na uwagę z pewnością zasługuje wyróżniająca się perkusja. Niecodzienne tempo oraz ciekawe sekcje rytmiczne to coś, co dodaje całemu projektowi dynamiki i niepowtarzalności. Przy tym konkretnym połączeniu gatunków, najważniejsze są jednak efekty nałożone na gitary – w tym przypadku osiągnęły one niesamowite rozmycie, momentami nawet szum, w jaki łączą się wszystkie rozbrzmiewające elementy.
The World Is a Beautiful Place & I Am No Longer Afraid to Die – Harmlessness (2015)
Gatunki: Midwest Emo, Post-Rock, Indie Rock
Główny gatunek – Midwest Emo wyewoluował w latach 90, z wcześniej już istniejącego Emo, mającego w sobie duże wpływy Hardcore Punka. Nazwa wywodzi się z części Stanów Zjednoczonych, w jakiej się wyodrębnił, czyli centralno-zachodniej. Od klasycznego Emo odróżnia go to, że zamiast całkowcie bazować na cięższych brzmieniach, wykorzystuje elementy Indie i Math Rocka.
Pierwszy utwór, „You Can’t Live There Forever” pozwala na podgląd brzmienia albumu – doskonale przedstawia jego charakter, jednocześnie nie zdradzając zbyt wiele i zachęcając do przesłuchania kolejnych.
„Harmlessness” to stosunkowo spokojny projekt, szczególnie dzięki miękkim, czułym głosom wykonawców, mimo że nieco kontrastują one z niekiedy mocnymi tekstami i wybijajacymi się na prowadzenie instrumentami, szczególnie niesamowicie energiczną perkusją i gitarami. Szczerze mówiąc, bez skupienia się na tekstach, album wydaje się całkiem pozytywny, momentami nawet optymistyczny. Wsłuchanie się w linijki zmienia w tym poglądzie całkiem sporo, ponieważ teksty mówią dużo o dorastaniu i relacjach międzyludzkich. Utwory są skonstruowane w taki sposób, aby mogły trafić do wielu osób na wiele sposobów – w zależności od interpretacji. Potrafią niewyobrażalnie chwycić za serce. Bardzo urzeka mnie ta dowolność interpretacji, dzięki niej album staje się po prostu uniwersalny. Cechuje go również duża różnorodność. Momentami jest energiczny („Ra Pantera Dance”), a chwilę później bardzo stonowany i melancholijny. Zwracam się tutaj głównie do utworu “Mental Health”, który zmusza do refleksji i chwilowego zatrzymania się. Jak mówi sam tytuł, porusza temat zdrowia psychicznego, głównie depresji.
Mazzy Star – Among My Swan (1996)
Gatunki: Dream Pop, Neo-Psychodelia, Slowcore, Psychedelic Folk
“Among My Swan” całkowicie pochłania zimowym nastrojem. Odpowiadają za to zarówno nawiązujące do pory roku teksty, ich ogólny melancholijny wydźwięk oraz cała linia melodyczna – spokojna, wzbogacona o efekty przypominające dzwonki. Dzięki tym właśnie efektom zaobserwowałam, że oprócz zimy, płyta przywodzi mi też na myśl zbliżające się święta Bożego Narodzenia. Z tym skojarzeniem niewiele wspólnego mają teksty (które są bardzo melancholijne i momentami niesamowicie smutne), a sama linia melodyczna i dobór instrumentów wraz z wcześniej wspomnianymi efektami nałożonymi na nie. Album może się co prawda wydawać stosunkowo monotonny, ale moim zdaniem taki właśnie ma być. Jego celem nie jest dostarczenie słuchaczowi dynamiki i różnorodności, a umożliwienie mu zniknięcia na chwilę w stworzonym przez zespół świecie. Głos wokalistki zespołu jest głęboki, ciepły i bardzo nastrojowy. Przez słuchaczy często bywa wręcz porównywany do narkotyku, tak bardzo potrafi pochłonąć. Rozpływa się w ścieżce instrumentalnej, silnie inspirowanej późniejszymi odłamami ruchu psychodelicznego, wyodrębnionymi w latach 80.