FelietonyWięcej Świat(ł)a

Zygzakiem. Módl się i pracuj

Tym razem do stolicy pociągiem jadę (a nie jakimś-tam-busem), bo po drodze zrobić coś muszę. Zanim stracę duszę: słowiańską i fantazję: ułańską. Na głowie kapelusz mam. Słomiany. Chochoły tańczą, cymbaliści grają. A ja cóż? Skromnie siadam w kąciku i modlę się, modlę gorliwie, a potem poezję czytam, bo mi wolno. W przerwach gadam też coś albo do siebie albo myśli wymieniam z ludem z okolic mojej małej ojczyzny, leżącej niepozornie w samym Sercu Europy, co to bije rytmicznie, i bynajmniej nie monotonnie. Skoro dawno już po wojnie, wkoło całkiem jest wesoło, bo jeszcze zielono. Ludzie do roboty jadą. Małpy zaś aspirują do zoo. Bez granic. Czy naprawdę wszystko było na nic? Bo te pola ciągle puste. Za stodołą.  E tam… właściwie to jest perfekt. Może odrobinę z pociągiem coś nie tak. Frywolnie zygzakiem jakby jedzie – najpierw 80 km wprzód, potem 50 wspak, a następnie znowu ze 100 do przodu, chimerycznie. O co chodzi? Czyżbyśmy drogę zagubili świętą przez jakąś niecną myśl przeklętą?

Chyba za mało się modlę. Ależ to brzmi podle. Czas na skruchę, postanowienie poprawy i już mi lepiej. Pociąg dalej zygzakiem przecina te puste pola, taka już ciężka emigrancka dola?

Przy najbliższej okazji wybierzcie się w Góry nasze Świętokrzyskie i pomyślcie o herbie regionu, którego najważniejszym elementem jest Krzyż Łysogórskich Benedyktynów, a od benedyktynów przecież pochodzi ta myśl złota, o której często jakże często zapominamy: Ora et labora (Módl się i pracuj). No i wyszło kazanie…, ale może coś w tym jest? Cierpliwości. Jak mawiał (i rysował poeta) – Nie martwcie się, jutro będzie gorzej, ale za to pojutrze… Tak kilka dni temu mówili mi też współpasażerowie pewnego pociągu na dobrze Wam znanej trasie.