FelietonyWięcej Świat(ł)a

Bez definicji? Globalno-lokalny świat

Nie ma drugiego takiego miejsca na ziemi, jak Tallin. Wbrew pierwszemu skojarzeniu, iż nazwa miasta ma coś wspólnego ze Stalinem, okazuje się że Tallin to po prostu „duńskie miasto,” z najstarszą i najlepiej zachowaną średniowieczną fortecą w Europie. Prawdziwe serce Europy jest właśnie tutaj, gdyż każdy może w Estonii wirtualnie zamieszkać. Od 2019 roku Estonia oferuje jedyną na świecie e-rezydencję, co czyni ją najbardziej  wielokulturowym krajem współczesnej Europy.

Europejska wielokulturowość ma długą tradycję. Estońska karta e-rezydenta nadaje jej jednak szczególny i nigdzie indziej niespodziewany wymiar. Z małego i zimnego bałtyckiego kraju prowadzi działalność gospodarczą na skalę globalną już niemal osiem tysięcy firm. Sami zaś e-rezydenci Tallina pochodzą aż ze 175 krajów.

Można powiedzieć, że estoński e-eksperyment idzie z duchem czasu, gdzie coraz więcej z nas Europejczyków zadaje sobie pytania o naszą tożsamość narodową, o to, jak właściwie ją zdefiniować. Estończycy jak zdecydowali za nas, że być może nie ma właściwie takiej potrzeby, i że przyszłość trwałości i dalszego rozwoju europejskiego projektu nie tkwi wcale w tym, ile krajów przyjmie wspólna walutę czy też będzie w stanie swobodnie fizycznie przemieszczać się z miejsca na miejsc w przestrzeni bez granic. W Estonii kulturowych granic już nie ma i każdy może być Estończykiem (?).

Po nocy spędzonej w Estonii i mej nią niewątpliwie iluzorycznej fascynacji, we wrześniu roku 2019 znów obudziłem się w Warszawie, gdzie odbywał się właśnie pierwszy w historii szczyt poświęcony regionalnej i ekonomicznej dyplomacji. Ów kongres miał stać się zresztą wydarzeniem cyklicznym, z przewodnią ideą ułatwiania przekraczania granic w naszym lokalno-globalnym świecie, podzielonym i znów zniewalanym mentalnymi barierami bardziej niż kiedykolwiek. Gdzie nie spojrzeć, pocięty na kawałki świat wzywa do współpracy, wzywa do tworzenia przestrzeni, w której taka współpraca byłaby możliwa. Koncept estoński wydaje się niesamowicie atrakcyjny, jakkolwiek trudno go do końca zdefiniować i może w tym właśnie tkwi jego główny problem.

Wirtualna często rzeczywistość świata biznesu jest zapewne sposobem na przełamanie tego, co nas ogranicza i powstrzymuje rozwój międzyludzkich relacji. Bez przerwy poszukujemy definicji i sensu w dyplomatycznych dyskusjach i spotkaniach, których końca i realnych celów nie widać. Warto być może zatem spróbować – wzorem  Estonii – oddać się praktykom, które faktycznie zapewnią nam w przyszłości e-realny „rozwój bez granic”. Tylko czy można żyć bez definicji? Można – przynajmniej przez chwilę. Carpe diem? Gdyby tylko było to takie proste…