Czy czuje pani jazz?
intermetoac, #muzyka, #kultura
W 2020 roku na każdej stacji radiowej zawrzało. Kolejne wielkie muzyczne odkrycie. Kolejny powiew świeżości i młodości. Kolejna nowa idolka pokoleń. Kolejne wielkie rozczarowanie.
„Królowa dram”, „Irenka”, „Szampan”, „2.00”-tak, mowa o Sanah. Wokalistka nie z tej ziemi, a raczej oderwana od rzeczywistości, nudna i monotonna kolejna gwiazda na przysłowiowe „pięć minut”. Zuzanna Irena Jurczak, bo tak właściwie nazywa się owa piosenkarka, zalicza się do grona tych artystów, których styl rozpoznaje się natychmiast. Zaczynając oczywiście od jej utworów, przez stylizację, aż po sposób wypowiedzi, tworzy spójny obraz delikatnej czarodziejki rodem z Krainy Oz.
Utwory Sanah idealnie wpasowują się w obecną modę. Łatwe do zapamiętania teksty poruszające tematykę nieszczęśliwej miłości, okraszone przyjemną dla uszu melodią sprawiają, że utwory te są nad wyraz uniwersalne. To dlatego tak bardzo lubimy śpiewać „Kolońską i szlugi” czy „Ten stan” stojąc w miejskim korku.
Artystka swoje kompozycje tworzy jak maszyna: pisze-wydaje, pisze-wydaje… Niestety pisze i wydaje ciągle te same piosenki. Słuchając nowości spod jej ręki, można odnieść wrażenie, że zna się je na pamięć, a sama Zuzia już niczym nas nie zaskoczy. Niesie się to za sprawą jej ogromnego zamiłowania do słów: „koronki”, „matula”, „pantofelek”, „rumieńce” oraz jednolitą tematyką i brzmieniem singli. Pomimo że w jednym z wywiadów mówi: „Chciałabym się rozwiać, ale w niektórych piosenkach się nie rozwijam, więc szukam tego, co mnie rozwija”, to na wspomniany rozwój niestety trzeba jeszcze poczekać. Miejmy jedynie nadzieję, że nadejdzie on szybciej niż kurtyna spadająca po krótkim, lecz intensywnym show o nazwie „Sanah”.