Lampa Alladyna i radziecki dżinn Putina
Wiosna i lato za nami, więc bociany odleciały do cieplejszych krajów. Ogólnie jest niewesoło. Za oknem jesień, na co Lermontow powiedziałby, iż jest „i nudno, i smutno, i nie ma komu ręki podać”. Babie lato oraz kolorowe liście na drzewach nic tu nie dają. Na Kasprowym spadł pierwszy śnieg. Mimo to robi się sennie i ponuro.
Przypomina się słynna rycina XVIII-wiecznego hiszpańskiego artysty Francisca Goyi zatytułowana „Kiedy rozum śpi, budzą się demony”. U nas – gdy zbliża się zima, budzą się bałwany. Typowy bałwan jest uśmiechnięty, ma czarne oczy z węgielków, pomarańczowy nos z marchewki, czapkę lub kapelusz, a w ręku trzyma kij lub miotłę. Niczym kukła bawi i straszy jednocześnie. Goya, twórca “kapryśnych” satyrycznych miedziorytów z pewnością nie spodziewał się, iż jego oświeceniowa frywolność nabierze z czasem wymiaru quasi-uniwersalnego. Ze strachu przed Inkwizycją zniszczył znaczną część swoich prac. Podobno obawiał się demonów, które trwale tkwią w każdym z nas. Bałwany zaś są tylko sezonowe, podobnie jak bociany.
Podczas gdy w Morzu Bałtyckim bulgoczą resztki gazu ze zniszczonych gazociągów Nord Stream 1 i 2, trwa niestety w najlepsze geopolityczny szantaż i barbarzyński imperialny amok putinowskiej Rosji. Nie ma wątpliwości, iż Putin et consortes skończą gorzej niż faszystowskie kukły z wieku XX. To „gorzej” jednak trudno sobie na razie wyobrazić – zwłaszcza że kremlowscy propagandyści grożą Ukrainie (i światu) użyciem „taktycznej” broni atomowej. Doprawdy nie wiadomo, jaką dokładnie taktykę mają na myśli. Jedno jest pewne: wszyscy mamy się bać.
Strach ma zawsze wielkie oczy, a ja spoglądam niepewnie na stojąca w kącie wielką i ciężką walizkę w kolorze pomarańczowym, której nie mam odwagi otworzyć. Spakowaną przed laty w Arabii Saudyjskiej, omijam ją od tej pory szerokim łukiem niczym lampę Alladyna. Po prostu boję się, oj boję, tego dżinna, który mógłby zeń wyskoczyć. Był kiedyś taki radziecki film “Magiczna lampa Alladyna”, nakręcony przez Borisa Rycariewa w roku mojego urodzenia… Najlepiej to chyba byłoby znów gdzieś odlecieć niźli mierzyć się z przeszłością ukrytą w magicznej walizce. Bałwany i bociany też mają swoje tajemnice. I niech tak zostanie.
Okazuje się, iż wiara w dżinny jest ciągle żywa w ludowej tradycji nie tylko bliskowschodniej. Dżinny na stałe mieszkają ponoć na pustyni. Są dobre i złe. Posiadają nadnaturalną moc, są niewidzialne i mogą przybierać dowolne postacie. Dobre służą, złe zaś szkodzą. Do złych dżinnów zalicza się szatana. Zgodnie z ludowymi przekazami, człowiek może podporządkować sobie dżinna przy pomocy tajemnych zaklęć i na przykład uwięzić go w butelce (albo w walizce?).
W niezwykłym roku 2015 na pustyni na północ od Rijadu spadł śnieg i wszyscy radośnie zaczęli nagle lepić bałwany. Radość trwała jednak jeszcze krócej niż śnieg, którego obfite opady były oczywistą aberracją klimatyczną. Jakby tego było mało, policja religijna natychmiast zakazała lepienia rzeźb z “ludzką gębą”. Lepienie bałwanów zostało oficjalnie uznane za naśladowanie niewiernych, promujące rozwiązłość i erotyzm. Chodziło zapewne o jakieś pustynne dżinny-demony, stanowiące zagrożenie dla pustynnego porządku. Na szczęście bałwany szybko stopniały.
Niewidzialna ręka radzieckiego dżinna Putina począwszy od aneksji Krymu w roku 2014 bezceremonialnie daje nam wszystkim w gębę. Putin jest niczym zły czarownik, którego trudno będzie się pozbyć. Raczej trudno oczekiwać, by – niczym bałwan – roztopił się w czasoprzestrzeni wraz z nastaniem wiosny. Wojna w Ukrainie nie ma nic wspólnego z którąkolwiek z baśni z tysiąca i jednej nocy. Ta tragedia dzieje się na naszych oczach, coraz szerzej otwartych ze zdumienia, rozpaczy i bezradności. Imperialne putinowskie szaleństwo nie zna granic. Kolejnym wielkim wyzwaniem jest dżinn schowany w atomowej walizce. Oby nigdy nie został z niej uwolniony. Wszystko wskazuje jednak na to, że wolny świat w porę się przebudził.