FelietonyPublicystyka

O wojnie przy Czajkowskim

Włączam „Dziadka do orzechów” i myślę o wojnie. Zastanawiam się,  co pchnęło do jej rozpętania. Czy ona różni się zasadniczo od tych, które obserwowaliśmy z większego dystansu? Tych w Afryce, Iraku czy Afganistanie… Może jedynie skalą zaangażowanych sił i środków, chociaż ww. konfliktom też nie zbywało na rozmachu… Kiedy ku naszemu przerażeniu samoloty uderzały w World Trade Center, powstawało to samo pytanie. Dlaczego? Czemu ktoś wpadł na pomysł spowodowania cierpienia i śmierci innych ludzi? W takiej liczbie i w takich okolicznościach…

Czy to wszystko można wytłumaczyć ambicją posiadania wpływu na losy tego świata? Ambicją sprawowania rządu dusz? „Nauczycielka życia” nie odpowie nam jednoznacznie na te pytania. Wydawałoby się, że motywacja religijnych radykałów jest inna od tej, o którą posądzamy Władymira Władymirowicza… Ta ostatnia może bardziej przypomina nam dążenia Piotra Wielkiego inspirowanego nie czym innym jak niedościgłym wzorem Imperium Rzymskiego. Rozwój terytorialny tego ostatniego to wszak pasmo wojen, cierpień i tego, co dziś nazywamy ludobójstwem. Zachwyceni spuścizną antyku często zapominamy o tej znanej przecież,  acz mrocznej karcie dziejów Rzymu. Nie pamiętamy jak jeszcze wcześniej Ateńczycy dopuścili się zbrodni w imię zasady – „jeśli nie jesteś z nami, jesteś przeciwko nam”.

Wolimy pamiętać ludzkie osiągnięcia cywilizacyjne, takie jak attyckie rzemiosło, sztuka czy filozofia albo rzymskie prawodawstwo, pragmatyzm, architektura i technika. Wydawałoby się, że jedno z ww. osiągnięć, może w jakimś stopniu usprawiedliwiać zamierzchłe zbrodnie popełnione w trakcie rzymskiej ekspansji. Mam na myśli pragmatyzm. Rozwój terytorialny był bowiem obliczony głównie na zaspokojenie dostępu do surowców i dóbr, i zapewnienie stabilności ich dostaw do stolicy. To rzecz jasna pewne uproszczenie,  ale zwróćmy uwagę, że analogiczne przyczyny można wskazać dla obu niedawnych wojen w Zatoce Perskiej… Znajdziemy też wiele współczesnych nam podobieństw przypominając sobie rzymską zasadę „dziel i rządź”. Czy ma znaczenie,  które z istniejących mocarstw ja stosowało lub stosuje? Oczywiście,  że  nie ma. Czy my, mieszkańcy kraju nad Wisłą jesteśmy też całkiem niewinni? Nadal jesteśmy Winkelriedem narodów? Przedmurzem Europy? Chyba jednak nie.

Mamy też wyraźny kłopot, żeby stwierdzić, ponad wszelką wątpliwość,  po co jest ta obecna wojna… Tylko dla mocarstwowych ambicji Władimira? Czyżby ukraińscy cywile,  którzy jednak nie witali jego żołnierzy kwiatami rozczarowali go tak bardzo, że zamierza ich wszystkich wybić termobarycznymi, forforowymi czy kasetonowymi pociskami? Ludzkie pojęcie tego, co codziennie doświadczają Ukraińcy, już dawno przeszło, głośno wybijając staccato po pokrytym gruzem bruku. Nie zmieniamy się. Jesteśmy tacy sami jak 2 czy 3 tysiące lat temu. Jesteśmy takimi samymi karłami strachu, bezradności lub bestialstwa… Potrafimy przy tym szybko znaleźć innych winnych… Dawno zmarłych kompozytorów lub pisarzy, którzy byli Rosjanami… Tak, jakby to oni strzelali do ukraińskich starców, kobiet i dzieci… Wstyd i poczucie bezradności nie pozwalają mi wyłączyć Czajkowskiego…