AktualnościFelietonyWięcej Świat(ł)a

Podróżne tango

Wpadłem niedawno po raz kolejny przejazdem do Pragi. Praga dla mnie ma w sobie za każdym razem tę niesamowitą choć ulotną świeżość i lekkość. Praga to nieustająca inspiracja albo wariacja – jak zwał, tak zwał, poruszamy się wszak dzień po dniu w oparach absurdu, który nie wiadomo dokładnie, gdzie się zaczyna a gdzie kończy.

W Pradze dopadł mnie wirus metafizyczny, gdyż natychmiast natknąłem się na Kafkę. Zaraz obok dostrzegłem ławkę. Siadłem więc na niej i zapaliłem trawkę? No skąd… W Pradze jest teraz prawie tak jak w Amsterdamie, więc jedźcie tam zaraz – nic się Wam nie stanie. Gdy jest się niczym, można wszak pozwolić sobie na wszystko, jak mawiał Gombrowicz. A i to często nie wystarcza. Być może potrzebna będzie mentalna kwarantanna.

W kafkowskiej rzeczywistości, którą co rusz odkrywamy wokół nas, najbardziej dotkliwa staje się naturalnie bezsilność wobec anonimowej, bezdusznej i nie liczącej się z nikim i niczym władzy. Na szczęście jednak każda władza prędzej czy później przemija, bo nic nie może przecież wiecznie trwać… W międzyczasie zaś dobrze jest po prostu robić swoje, od czasu do czasu pojechać gdzieś na wczasy (ach, te góralskie lasy) i poopalać się na golasa, gdy za oknami noc… Bo skoro śnieg widać jedynie wysoko w górach, to znaczy, że jest ciepło a nawet… gorąco.

Prawdziwe podróże rzeczywiście kształcą i zawsze pełne są egzystencjalnego bólu. Jakże trudno rozstać się z czasoprzestrzenią, która od pierwszego wejrzenia rzuca nas na kolana. Momentalnie też obezwładnia nas żal, że ludzi i miejsc dopiero co poznanych możemy już nigdy więcej nie spotkać. Rozpalona do czerwoności wyobraźnia raz po raz zaskakuje nas także siłą nowych doznań w nowych miejscach. Czasami wystarczy kilkanaście sekund w windzie, by cały nasz świat stanął na głowie i poszedł w tango…

Gdy myślę o Pradze,… przypomina mi się Buenos Aires, a w nim skromna na pozór dzielnica La Boca, gdzie tango tańczy się dzień i noc, jakby bez przerwy, bez opamiętania i w szalonym transie. To tam roztańczone dusze i ciała niewątpliwie doznają wrażeń, których nie sposób będzie im łatwo zapomnieć. Zdają się mówić, iż na początku naprawdę było tango. Odtańczeniem tanga powinno się tak zaczynać jak i kończyć każdą podróż. Tango z rumem i coca-colą zaś smakuje najlepiej i ma w sobie tę moc, która potrafi przezwyciężać największe nawet (nie tylko kafkowskie) dylematy. Tańczmy zatem do końca. Aż nam się spełni.