FelietonyWięcej Świat(ł)a

Spory, zmory i muchomory

Niełatwo jest zachować zimną krew i spokój w sytuacji nieustannie podsycanego zagrożenia i aroganckiego nonsensu. Nie dziwi już nic. W sytuacji, gdy prezes – w swym pociągu do insynuacji – nakręca histerię antyniemiecką, gdy kandydatem na szefa kancelarii premiera pozostaje skompromitowany miłością do podniebnych uniesień eksmarszałek Kuchciński, a szef NBP Glapiński plecie swoje inflacyjne trzy-po-trzy, przyznajmy w końcu, iż władza ordynarnie i z premedytacją robi nas w bolo.

To jest właśnie ta „nowa normalność”, w której tragedia bezceremonialnie miesza się z komedią i przybiera formę pompatycznej oraz pełnej absurdów tragifarsy. Ów kult pełzającej niekompetencji, jaka coraz głębiej wżera się w naszą codzienność, Stefan Kisielewski nazwał był w roku 1968 „skandaliczną dyktaturą ciemniaków”. Zdecydujcie sami, czy jest to określenie adekwatne także w roku 2022.

Po okresie pandemicznej paranoi lasy nadal pozostają otwarte. To nic, że im dalej w las, tym więcej drzew. Więcej grzybów też. Tym razem jest nam nawet łatwiej je zbierać, gdyż płynący zewsząd rządowy przekaz medialny wprost rzuca na kolana. Nie trzeba się nawet specjalnie schylać, by nasz koszyk momentalnie się wypełnił. Zblazowani współobywatele Rzeczypospolitej przy okazji grzybobrania gromadzą również chrust, bo tak im władza doradza-doradza-doradza. Echo niesie po lesie to i owo i absolutnie trzeba się weń uważnie wsłuchiwać.

Jako że Rok Romantyzmu Polskiego jeszcze się nie skończył, warto przywołać trzecią księgę „Pana Tadeusza” pod znamiennym tytułem „Umizgi”. Pamiętacie? Sprytna Telimena znudzona do cna niekończącymi się sporami Rejenta z Asesorem proponuje gościom grzybobranie w pobliskim gaju brzozowym. Mickiewiczowskie grzybobranie jest raczej nierzeczywiste i tragikomiczne w swej wymowie, a przynajmniej tak oczyma wyobraźni widzi je wykrztałciuch Hrabia. Postacie zbieraczy grzybów majaczą w oddali niczym elizejskie cienie przebrzmiałych bohaterów. Na szczęście grzybów jest w bród i długo by wyliczać, które ważniejsze i smaczniejsze.

W końcu na dźwięk soplicowskiego dzwonu zrelaksowani i roznamiętnieni zbieracze wracają na obiad z pełnymi koszykami. Wszyscy oprócz zakochanej Telimeny, której – jak się okazało – grzybo(ba)branie zupełnie nie było w głowie. Wolała w swej „świątyni” dumać po francusku. Kompletnie o czymś innym duma za to Wojski, który zbiera same muchomory. Biało-czerwone i czerwono-białe? – tego dokładnie nie wiadomo. Jak sama nazwa wskazuje, muchomory mają mordować muchy, ażeby swym natrętnym bzyczeniem nie zakłócały brzmienia leśnego echa.

Trzeba przyznać, że gra to echo ostatnio, oj gra – od Mierzei aż po CPK. To, co dzieje się wkoło to już nawet nie jest gigantomania, lecz gigantomachia – walka wszystkich ze wszystkimi o wszystko. Perfidne inflacyjne echo niesie po lesie jęk rozpaczy sfrustrowanych obywateli: Jak-żyć-jak-żyć-jak-żyć… Minister Czarnek radzi, by mniej jeść (i więcej pić-pić-pić?) Poza tym jeszcze jedno jest pewne: gdy zewsząd łypią zmory, nie czas na leśne amory. Zanim zatem zapadnie zmrok my – mimo wszystko – równajmy krok i róbmy swoje. Łapmy grzyby niczym ryby – na niby. Zbierajmy przede wszystkim muchomory. Może to coś da? Tra-la-la, tra-la-la, tra-la-la.