MuzykaProjekt kulturalnyPRZEBÓJ NOCY

Z rozsznurowanymi butami piszę o Fiszu

Fisza nie powinnam nawet przedstawiać. Ojciec inteligenckiego rapu, jego Czerwoną sukienkę śpiewał każdy dzieciak w liceum. Do tej pory zajmowałam się utworami mocniejszymi, z bardziej wyczuwalnym podwórkowym sznytem, a dzisiaj w nocy na słuchawkach zapętlone lecą Sznurowadła by Fisz&Emade.

Bartosz Waglewski (Fisz) znany jest ze swoich słownych zabaw, szarad układanych w rytm wspaniałych beatów młodszego brata (Emade).

Nie chodzi o interpretacyjny popis, o wałkowanie wersu po wersie, dlatego nie napiszę kolejnego tekstu, jak to „osoba mówiąca” cierpi, wylewa metaforyczne słoiki łez i wspomina choć nie powinna. Wydaje mi się, że nie to chcę osiągnąć. Przy każdym wpisie zadaje sobie wręcz sakramentalne już pytanie: co chcę przekazać? I za każdym razem chciałabym, żeby atmosfera z młodych lat udzieliła się każdemu, żebym była dziewczyną z domówki, która puszcza swój ulubiony kawałek późno w nocy, z lekko szumiącego głośnika. Taki właśnie jest Fisz, którego lubię najbardziej. Nostalgiczny, delikatny, można się powoli bujać, przechylać w rytmie tych wszystkich powtórzeń, które okazują się bardzo na swoim miejscu.

Dzisiaj mam wrażenie, że Fisza postrzega się jako historię, czego, po pierwsze bardzo bym nie chciała, po drugie jest to zupełnie niesłuszne. To co zapoczątkował, teraz możemy dostrzec u twórców, którzy biją rekordy popularności. A dodatkowo Fisza może słuchać mama i córka, ojciec i syn i młoda babcia, bo to przeżycie ponadpokoleniowe, bo to jazz na żywo w kawiarni w Gdańsku i koncert w gdyńskim porcie, bo nie ma tam nic o gangsterach, skunach i szmulach.

Dziękuję Fisz za najfajniejsze wspomnienia, za zabawę, która zaczyna się od razu z pierwszą melodią. A Sznurowadła zinterpretujcie proszę sami.