FelietonyWięcej Świat(ł)a

Pnioki, krzoki i ptoki. Szok kulturowy

Nie jest prawdą, że byłem już wszędzie. To niemożliwe. Natomiast zawsze najchętniej wracam do miejsc, które przynajmniej raz widziałem. Te kocham najbardziej, bo często się w nich gubię, a nie ma przecież cudowniejszego przeżycia, jak namiętnie i bezpiecznie zatracić się w swojskości, która jednocześnie z pewnych względów jest obca. Okazuje się, że można przeżywać szok kulturowy także we własnym kraju, który z peryferii stał się nagle centrum czyli (we własnym mniemaniu) pępkiem świata. Też tak macie?

W świętokrzyskim Wąchocku ludzie dzielą się na “grumbków”, zamieszkałych tam z dziada pradziada (notabene, z prawem ciągle do serwitutu nadanego im w wieku XV przez samego Kazimierza Jagiellończyka) oraz “przybłędy” czyli wszystkich tych, co zamieszkali tam znacznie póżniej. W wersji uwspółcześnionej grumbki to „pnioki” albo “krzoki”, cała reszta zaś to “ptoki” i już.

W ponowoczesnym świecie pnioki należą chyba do rzadkości. Coraz trudniej też pozostać krzokiem. Najczęściej zatem jest się ptokiem. Krzokiem zresztą po prostu się bywa, a ptokiem się jest. To oczywiste, że zawsze skądś jesteśmy i dokadś zmierzamy. W Europie wielu z nas jest jak te bociany, co to zawsze luksusowo fruną sobie tam gdzie cieplej – Polacy do Egiptu, Niemcy do Hiszpanii i tak dalej. Nie inaczej jest i w Kanadzie, gdzie przed zimą snowbirds (śnieżne ptaki) – jak nazywają Kanadyjczyków Amerykanie – gromadnie lecą z zimnej północy na ciepłe florydzkie południe, aby przeczekać koszmarne mrozy.

Żeby w pełni zrozumieć, trzeba doświadczyć. Żeby zrozumieć uchodźców nadal koczujących w głodzie i chłodzie u bram wolnego świata, samemu trzeba było być kiedyś uchodźcą i emigrantem. I stąd mam szok, bo nie wiem, czym sam jest krzok czy ptok. Wiem za to, że krzok ptoka raczej nie zrozumie. Ptok ptoka – już prędzej.