FilmNasz Świat

Wierny jak pies

Z faktu tego, że do kina udałem się po raz pierwszy od momentu zamknięcia szkół, miałem bardzo wysokie oczekiwania względem produkcji, na które kupowałem bilet. Początkowo chciałem obejrzeć film Kennetha Branagh zrealizowanego na podstawie książki “Śmierć na Nilu” autorstwa Agathy Christie, jednakże w związku z nieodpowiadającymi mi godzinami seansu, finalnie zdecydowałem się na zobaczenie mniej obiecującego filmu w reżyserii Channinga Tatum  i Reid Carolin o tytule “Pies”.

Bardzo dobrze, że nie wszedłem do sali kinowej z oczekiwaniami, że film ten będzie jakiegoś rodzaju arcydziełem drugiej dekady dwudziestego pierwszego wieku- historia zagubionego bohatera i jego czworonożnego kompana na pewnej misji, gdzie zawiązuje się pomiędzy nimi głębsza więź prowadząca w finale filmu do niestereotypowej decyzji zdaje się w moim odczuciu być już lekko przerobionym tematem. Jednakże nie mogę powiedzieć, żeby produkcja ta w pewnych momentach nie złapała mnie za serce. Idealnie ukazane było w tym filmie to, jak bardzo szkodliwa może być wojna dla jednostki człowieczej oraz to, że czasem warto jest przemyśleć swoje priorytety przed podjęciem zmieniającej życie decyzji. 

Ranger Briggs i jego ‘adoptowany’ owczarek belgijski Lulu zdają się być parą stworzoną w niebiosach- oboje służyli w obronie Stanów Zjednoczonych w konfliktach zbrojnych na dalekim wschodzie oraz mają problemy z przyzwyczajeniem się do realiów po powrocie z nich. Jak okazuje się na początku produkcji, poprzedni właściciel psa popełnił samobójstwo, na skutek czego głównemu bohaterowi powierzona jest misja dostarczenia jego czworonożnego kompana na pogrzeb, który odbędzie się zaraz przy granicy amerykańsko-meksykańskiej, po czym dostarczenie psa do bazy wojskowej w celu uśpienia go. Z początku para ta niezbyt dobrze się dogaduje – Lulu straumatyzowana przez doświadczenia ze strefy wojennej, nie jest już potulnym psiakiem szturchającym nosem swoich towarzyszy niedoli i wystawiającym brzuszek do drapania, lecz z pozoru dziką bestią, która rzuci się do gardła nawet swojemu najlepszemu przyjacielowi z dawnych lat. Jednak wraz z progresją podróży, dynamika przyjaźni pomiędzy dwójką zdaje się zmieniać. Po przejechaniu majestatycznym szlakiem przebiegającym po brzegu Pacyfiku, Ranger Briggs zaczyna rozumieć powody zachowań psa i stara się dogodzić jej w finalnych momentach jej wędrówki, co potrafi poruszyć nawet najtwardsze z serc. 


Najbardziej poruszającym fragmentem filmu był dla mnie moment pogrzebu dawnego właściciela Lulu. Widzimy postęp, który pies uczynił przez kilkudniową wędrówkę ze swoim nowym panem i potrafimy dostrzec, że początkowo agresywne zwierzę, które zostało przez weterynarzy ocenione jako niezdolne do życia w rodzinie (tym samym skazane na uśpienie), straciło swój ognisty temperament i wróciło ponownie do swojego prawdziwego oblicza.

Produkcja ta ukazuje prawdziwe wady zbudowanego przez człowieka systemu, gdzie broni się życia nienarodzonych płodów, a wysyła się bezbronne zwierzęta na minowe pola, oczekując na to, że poświęcą swoje życie ratując ludzi, którzy ich wysłali, lub potem oddaje się czworonogi do uśpienia, bo w sumie po co pomagać istocie, która nie jest człowiekiem.

Ogólnikowo oceniłbym tą produkcję na bardzo dobrą- w pewnych momentach czułem się nieswojo podczas oglądania scen, które z pozoru miały być humorystyczne, lecz film zaraz nadrabiał to ckliwym i dotykającym obrazem przyjaźni ludzko-psiej.