FelietonyNasz Świat

Ciemność za oknem

To był wieczorny pociąg. Każda osoba była zmęczona, wracała do domu, wyjeżdżała na wyprawę, załatwiała swoje sprawy. Wybrałam miejsce przy stoliku. Jest tutaj najzwyczajniej najwięcej miejsca, aby wygodnie podziwiać ciemność za oknem. Każde siedzenie zajęte, pasażerowie podróżujący z dwudziestoma bagażami w tę zaskakująco zimną, kwietniową noc. 

Dwójka chłopców siedziała w telefonach. Można by powiedzieć z nudów, co jakiś czas starszy z nich zerkał w stronę mamy. Siedziałam w bawełnianej koszulce i kamizelce, chłopcy w bluzach i kurtkach. Wyglądali na bardzo zmęczonych. Pan obok mnie tupał nogami w rytm odpalonego na jego telefonie teledysku. Więc przeniosłam wzrok na matkę chłopców. Ciepło ubrana, upięte włosy, niezbyt umalowana z podkrążonymi oczami i małymi zmarszczkami na czole. Wzrok wtapia w wielką i jedyną torbę jaką ma przy sobie, powoli zasypiając. Starszy z chłopców spojrzał się na nią raz jeszcze i przysięgam na całe moje serce, że widziałam najsłabszy uśmiech jaki można było dostrzec. Obydwoje bez wiedzy drugiego wymieniali się takimi uśmiechami, nie mając siły na więcej i jednocześnie wiedząc, że mają więcej siły. Pan obok mnie tym razem wystukiwał na stoliku rytm słuchanego utworu. Najmłodszy już dawno usnął. Jego brat patrzy się na swoje dłonie ledwo podtrzymując ciężar własnej głowy.

Komunikat. Dojechaliśmy do Opola.

Matka jakby z ulgą powoli zapina swój żakiet i całuje chłopców w czoło.

„Mamo, czy daleko jeszcze do domu?” zapytał półprzytomny chłopiec, na oko w wieku 5 lat. Jego brat stłumił w sobie głębokie westchnięcie, rodzicielka natomiast szybko, ale i tylko na chwilę zamknęła oczy, jakby chroniąc się od fali bólu, które niosą za sobą te niewinne słowa dziecka.

„Do końca nie wiem kochanie, ale obiecuję, że już niedaleko”

I wysiedli. 

A ja zostałam sama przy stoliku. Wygodnie podziwiając ciemność za oknem.