Zimna wojna. Polska rapsodia 2023
Sto pięć lat później czas by znowu napisać coś o miłości, co nie zna granic, o wierze, co góry przenosi oraz nadziei, co nie jest jedynie matką głupich i naiwnych. 11. listopada 2018 r. siedzałem w zadumie wewnątrz ogromnej Bazyliki Brukselskiej (Basilique du Sacré-Cœur à Koekelberg), gdzie w Wielkim Roku 1989 Freddie Mercury wyśpiewał ze swym królewskim zespołem Bohémską rapsódię. Wracam oczyma wyobraźni do tamtych czasów. Gdy Freddie śpiewał Bismillah! (w imię Boga!), Mamma mia (skądkolwiek wieją wiatry), w Polsce też już było po wyborach, a pod Kolumną Zygmunta tańczono poloneza i zewsząd pobrzmiewało rapsodyczne Kochajmy się! Tak było.
Wszelkie rapsodie mają naturalnie swoje własne i znacznie dłuższe historie. W czasach antycznej Grecji pojmowano rapsodię jako tkaną muzykę. Były to pieśni z obowiązkowymi elementami improwizacji, wykonywane podczas publicznych zgromadzeń przez utalentowanych zapiewajłów. Ot, taki ludowy jazz, można powiedzieć: czasem wzniosły, czasem egzaltowany, zawsze inspirujący i pełen niezłomnej wiary, nieustająco dającej nadzieję, że otaczająca tragikomiczna rzeczywistość ma jednak (jakiś) sens.
Na odzyskanie przez Polskę niepodległości 105 lat temu kilka pokoleń musiało czekać 123 lata. Kolejne pokolenia czekały na ostateczny rapsodyczny upadek żelaznej kurtyny, aż do roku 2004, czyli do rozszerzenia Unii Europejskiej na Wschód. To wszystko wiemy, ale czy rozumiemy? Z całą pewnością Polska nie była i nie jest w ruinie, a i z kolan wstaliśmy znacznie wcześniej niż do niedawna głosił tzw. „obóz rządzący”. To, co jednak przeraża najbardziej, to bezduszny rów mentalny wykopany i metodycznie pogłębiany w świadomości obecnego pokolenia w ostatnich 8 latach. Znów przypomina się Freddie i jego rapsodyczne słowa: Otwórz oczy, spójrz w niebo i zobacz… łatwo przyszło, łatwo poszło… skądkolwiek wieje wiatr [historii?]. Dla pełnego obrazu warto ponownie obejrzeć Bohémską rapsódię.
A co zrobić ze wspomnianym przed chwilą rowem? Ano, trzeba do niego wody wlać i dalej idealną odpowiedzią na to pytanie wydaje się inny film pt. Zimna wojna. To jest taka właśnie rapsodyczna historia o miłości, wierze i nadziei, która niczym katharsis podsuwa nam rozwiązanie współczesnego dylematu w formie ludowej przyśpiewki:
Jo za wodom Ty za wodom Jakze jo ci gymby podom Podom ci jom na listecku Neści neści kochanecku Podom ci jom na listecku Neści neści kochanecku Jo za wodom Ty za wodom Jak będziemy bywać z sobom Naucymy konia pływać Jo za wodom Ty za wodom Jakze jo ci gymby podom Podom ci jom na listecku Neści neści kochanecku Podom ci jom na listecku Neści neści kochanecku Jo za wodom Ty za wodom Jak będziemy bywać z sobom |
Jo za wodom Ty za wodom Jak będziemy bywać z sobom Naucymy konia pływać Bedziemy ze sobom bywać Naucymy konia pływać Bedziemy ze sobom bywać Chłoćby kielo wielko woda Dlo mnie zodno to przeskoda Cy przefurgnonć cy przepłynonć Ku Tobie moja dziywcyno Cy przefurgnonć cy przepłynonć Ku Tobie moja dziywcyno I tak łoba wymyślali Ze się nigdy nie spotkali Kieby miłość wrzonco była To by wode łosusyła Kieby miłość wrzonco była To by wode łosusyła |