Czas bałwanów, czyli odwilż
Kiedy rozum śpi, budzą się demony. Gdy przychodzi zima, budzą się bałwany. Typowy bałwan jest uśmiechnięty, ma czarne oczy z węgielków, pomarańczowy nos z marchewki, czapkę lub kapelusz, a w ręku trzyma kij lub miotłę. Bawi i straszy jednocześnie, ale nie u nas. Ten nasz bardziej straszy niż bawi, w każdej chwili gotów, by absurdalnie pogrążyć się w nicości…
XVIII-wieczny hiszpański artysta Francisco Goya, twórca “kapryśnych” satyrycznych miedziorytów z pewnością nie spodziewał się, iż jego oświeceniowa frywolność nabierze z czasem wymiaru quasi-uniwersalnego. Goya ze strachu przed Inkwizycją zniszczył znaczną część swoich prac. Podobno obawiał się demonów, które trwale tkwią w każdym z nas. Bałwany zaś są tylko sezonowe, tak jak pingwiny i bociany.
Strach ma podobno wielkie oczy, a ja spoglądam niepewnie na stojąca w kącie wielką i ciężką walizkę w kolorze pomarańczowym, której nie mam odwagi otworzyć już od prawie 20 lat. Spakowałem ją przed laty w Arabii Saudyjskiej i omijam od tej pory szerokim łukiem niczym lampę Aladyna. Po prostu boję się, oj boję, tego dżinna, który mógłby zeń wyskoczyć. Był kiedyś taki radziecki film Magiczna lampa Aladyna, nakręcony w roku mojego urodzenia… Lepiej więc włożyć czapkę niewidkę i iść dalej, niźli mierzyć się z przeszłością ukrytą w magicznej walizce. Bałwany, pingwiny i bociany też mają swoje tajemnice. I niech tak zostanie.
Wiara w dżinny jest ciągle żywa w ludowej tradycji muzułmańskiej. Mieszkają one na pustyni. Są dobre i złe. Posiadają nadnaturalną moc, są niewidzialne i mogą przybierać dowolne postacie. Dobre służą Allahowi, złe zaś szkodzą. Do złych dżinnów zalicza się Szatana. Zgodnie z ludowymi przekazami, człowiek może podporządkować sobie dżinna przy pomocy tajemnych zaklęć i na przykład uwięzić go w butelce (albo w walizce?)…
W niezwykłym roku 2015 na pustyni nieopodal Rijadu spadł śnieg i wszyscy radośnie zaczęli nagle lepić bałwany. Radość trwała jednak jeszcze krócej niż śnieg, którego obfite opady były oczywistą aberracją klimatyczną. Jakby tego było mało, policja religijna natychmiast zakazuje lepienia rzeźb z “ludzką twarzą”. Lepienie bałwanów zostało oficjalnie uznane za “naśladowanie niewiernych, promujące rozwiązłość i erotyzm”. Chodziło zapewne o jakieś pustynne dżinny-demony, stanowiące potencjalne zagrożenie dla pustynnego porządku. Na szczęście bałwany szybko stopniały.
W 105. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości spadło nagle na południu naszego kraju parędziesiąt centymetrów śniegu. I to zapewne dlatego tenże najprawszy i najsprawiedliwszy (we własnym mniemaniu), smętny i nudny (do bólu) nadprezes Kaczyński znowu (po raz enty) uderza oto w złowróżbne tony i wieszczy (niczym Nostradamus?) zagrażającą nam rychłą „anihilację Polski” – za sprawą Unii Europejskiej, czyli de facto Niemiec… Na takie dictum nie za bardzo da się jakoś racjonalnie odpowiedzieć. Jedyne, co pozostaje to konstatacja, iż śnieg ostatnio rychło topnieje, a nasz nadwiślański cyrk – na naszych oczach właściwie – staje się w końcu jakby odrobinę mniej absurdalny. Wszak 8 lat dogmatycznego purnonsensu wystarczy.
Chociaż do kalendarzowej zimy w tym roku jeszcze ponad miesiąc, u nas już nastała „odwilż mentalna”. Lepiej wcześniej niż później. Zima nasza, wiosna chyba też, co?