Gombrowicza metafizyczne niepokoje
Po lekturze Dziennika oraz korespondencji pisarza – tej opublikowanej i tej nie opublikowanej – powziąłem był podejrzenie, że wszystkie ostentacyjne i dość hałaśliwe jego deklaracje o ateizmie i niedowiarstwie, są jedną z gier autora Ferdydurke, który lubił wprawiać otoczenie w stan neurotyczny, aby następnie stawiać diagnozy moralne, intelektualne, psychiczne i inne. Wychodzę z założenia, że skoro w innych sprawach zachowywał się prowokacyjnie – co podkreślają mężowie uczeni w piśmie – to czemu w tym jednym wypadku miałby się zachowywać inaczej?
W Argentynie będąc mawiał wszystkim, że jest hrabią, chociaż nim nie był. Czemu uwierzyliśmy mu tak bez najmniejszych zastrzeżeń, że jest ateistą? Skoro reżyserował wokół siebie rzeczywistość, dokonywał różnych zabiegów autokreacyjnych, to czemu te kwestie miałyby stanowić wyjątek? Z takich to właśnie podstawowych pytań zrodził się niniejszy tekst, w którym – zastrzec muszę – nie chodzi o filozoficzne przekwalifikowanie Gombrowicza; nie chodzi też o uczynienie z niego pisarza religijnego. Takie wysiłki byłyby już w punkcie wyjścia skazane na niepowodzenie. O co więc chodzi?