Nie ma, jak na wsi. Być, czyli mieć
Nie ma, jak na wsi. Za okno zerkam i miesza mi się wszystko, gdy o świcie niespodzianie puka do mych drzwi wietrzysko. Widzę pastwisko.
Z oddali słychać burzy świst. To przyszedł list. Nim go otworzę, patrzę w lustro. Po nocy dniowi patrzę w oczy. Serce mocniej bije czy raczej klekocze? Tego nie wiem, lecz do szczęścia biegnę. Już tam całkiem blisko, choć na dworze niebezpiecznie, ciemno i smutno, bo ślisko. Dobra pora na lodowisko?
Często o tej porze do Lublina zmierzam – przez Sycynę, Zwoleń i Czarnolas. Po drodze – jak zawsze – mijam małą wieś Szczęście, nazwaną tak zapewne na cześć Jana Kochanowskiego. Tak właśnie sobie wyobrażam “wieś spokojną, wieś wesołą”, gdzie mimo chłodu, nie ma głodu, a faunowie skaczą radośnie po lesie, szczęśliwi gospodarze zaś wieczorami liczą wracające z pola ekstatycznie ryczące bydło. Od czasów wieszcza wiele się tu zmieniło, bo obecnie w Szczęściu – bez względu na porę – ze świecą szukać by bydła jakiegoś. No właśnie, gdzie się podziały te krowy szczęśliwe i święte? Pewnie śpią jeszcze bądź też wyemigrowały. Wyklęte?
Skoro o szczęściu mowa, nie sposób nie poddać się metafizyce i nie wspomnieć o Arystotelesie. Według niego być szczęśliwym, to “dobrze żyć i dobrze się mieć”. Szczęście zatem to bardziej sposób życia niż stan materialny. Szczęście to najwyższe pragnienie wszelkich istot ludzkich. Skoro zatem szczęście jest w nas, to droga do niego prowadzi poprzez rozważne pielęgnowanie w sobie cnót najszlachetniejszych. Indywidualne szczęście splecione jest też ze szczęściem zbiorowym, z troską o dobro wspólne. Im bardziej sami jesteśmy szczęśliwi, tym szczęśliwszymi czynimy naszych współobywateli. Być szczęśliwym, to mieć szczęście i potrafić się nim dzielić. Wtedy nigdy nam szczęścia nie zabraknie.
Sam wiem, że to nie sen.