Wiesław Myśliwski dużo i często mówi o języku, jako tworzywie literatury, o jego i jej funkcjach społecznych, poznawczych i powołuje się na filozofa Ludwiga Wittgensteina: „granice mojego języka oznaczają granice mojego świata”. Sądzę, że bohater Nagiego sadu stąd wywiódł swój sceptycyzm: „może tylko opowiedziany jestem i temu zawdzięczam swoje istnienie? […] bo i tak w końcu każdy jest na tyle, na ile opowiedziany zostanie albo sam się innym opowie”.[…]
Ważnym wątkiem w powieściach i dramatach Wiesława Myśliwskiego są rozważania o nowoczesności, cywilizacji i tradycji, zwłaszcza tradycji kultury chłopskiej. To wypieranie starego nowym nie zawsze jest najlepsze, bo przede wszystkim trzeba się wyzbyć przyzwyczajenia…
Dziadek mój Antoni Znojkiewicz miał brata Franciszka, który mieszkał w Częstochowie. Gdy byłem dzieckiem, zaraz po wojnie, odwiedził moją mamę, już wdowę, w Kielcach. Czasem przysyłał mi potem 100 złotych na książki w dniu imienin. W 1964 roku tuż po studiach pojechałem do Częstochowy go odwiedzić. Pamiętam mieszkał biednie, sam w małym mieszkaniu na ulicy Narutowicza 38. Emeryt, stary kawaler, po urzędniczej karierze przypomniał mi postać Rzeckiego z Lalki Prusa. To ostatni list od brata mojego dziadka, cenna pamiątka wysłana z Częstochowy do Montrealu w 1974 roku.
Czytaj dalejTo był pewnie 1942 rok, niezwykle upalne lato, ludzie chowali się w cieniu drzew, tak mocno prażyło słońce.
Czytaj dalejDo tej niedzieli ślubu Maryśki i Janka wszyscy niemal podejrzewali, że ktoś donosi Niemcom, co dzieje się we wsi, kto z kim się kłóci, kto zabił świnię, albo cielę, bo zaraz podjeżdżali żandarmi i zabierali mięso, a nawet zdarzyło się, że przyjechali w dwa dni po zabiciu i zabrali wszystkie wyroby: kiełbasy, kiszki, salcesony, szynki. Prawie zawsze zabierali gospodarza i dobrze jak wracał po paru godzinach obity, posiniaczony, a zdarzyło się też, że nie wrócił ani tego dnia, ani następnego, a po miesiącu przyszła kartka, że przebywa na robotach przymusowych. Wszyscy więc podejrzewali, gadali o tym, szukali, kto by to był, ale na tym się kończyło.
Czytaj dalejTo był rok 1943. Lato w pełni, w ogrodach drzewa obsypane owocami, spokojne, ciche i dumne chyba z przydatności, stały nieporuszone w palącym słońcu. Ta niedziela na wsi podobna była do innych, które już przeminęły i do tych, które miały nadejść.
Czytaj dalejDwór w Czarnowie nie dorastał do tej nazwy, bo sam tak zwany pałac podobny był bardziej do obszernego wiejskiego domu niż do pałacu; a ziemi było zaledwie około 300 ha.
Czytaj dalejNa Karczówce, oddalonej od miasta dwa kilometry, całe wzgórze pokryte jest sosnowym lasem. Stare grube sosny, kiedy szumią w czasie wichury, to w ich szumie wielokrotnie słyszałem jęki, wycia, jakieś dziwne zawodzenia, jakby ktoś płakał, skarżył się, kogoś wzywał.
Czytaj dalejBędąc już w podeszłym wieku człowiek – myślę, że każdy człowiek – popada często w stany nostalgiczne pod wpływem ludzi, miejsc, rzeczy, które spotyka na swej drodze; wnuki przypominają dziadkom ich własne dzieciństwo, dom rodzinny, rodziców, otoczenie domu, rodzeństwo, wzajemne relacje między domownikami.
Czytaj dalejTo był drugi tydzień wakacji. Ukończyłem szóstą klasę szkoły powszechnej i obijałem się, nie bardzo wiedząc, co robić.
Czytaj dalej