Europa, EuropaFelietony

Dlaczego Jarosław Kaczyński rezygnuje z naszych pieniędzy?

Tydzień temu J. Kaczyński ogłosił, że nie interesują go już pieniądze z budżetu UE (wydaje się, że już nie tylko te z KPO – 260 mld zł – ale i z budżetu na 7 lat – ogółem ok. 770 mld zł). W ślad za nim jego współpracownicy zapowiedzieli wytoczenie armat przeciw UE i odpowiedź „ząb za ząb”. A jeszcze niedawno po Polsce jeździły – wykupione za 10 mln zł – billboardy promujące udane negocjacje budżetu z UE.

W gruncie rzeczy JK swoją wypowiedzią nie zaskoczył, bo już w 2016 r. w wywiadzie dla agencji Reuters zapowiedział, że jest w stanie „poświęcić wzrost gospodarczy Polski – czyli pieniądze obywateli –  dla realizacji swojej wizji ustrojowej”. Antyunijna retoryka PiS wraca więc na stare sprawdzone tory, kiedy to dla odwrócenia uwagi od własnej nieudolności szuka się wroga, na którego można zrzucić wszystkie winy. Pytanie, co na to odpowiedzą Polacy? Za naszą wschodnią granicą wojna, szalejąca drożyzna, problemy z kredytami, węglem, gazem. Czy to najlepszy czas na szukanie wrogów? Czy nie lepszą (jedyną) odpowiedzią powinno być wzmacnianie jedności Europy, NATO i budowanie dobrych relacji międzynarodowych Polski?

Bliższa obserwacja JK i jego psychiki pokazuje, że zawsze musi on mieć wroga. Jeśli go nie ma, to trzeba go wymyślić. Stąd „na tapetę” wrócili Niemcy z odgrzewanym kotletem reparacji wojennych. Ciekawe, dlaczego z taka pasją jak wobec Niemiec Prezes nigdy nie krytykował Putina? Może dlatego, że część wzorów z tzw. cywilizacji turańskiej (wschodniej) jest mu bliska (wola wodza jest prawem, brak posłuszeństwa jest bezwzględnie karany, wolność obywateli tylko w granicach określonych przez władcę).

Bliższa obserwacja zakulisowych gier w obozie władzy wskazuje na walki frakcyjne w PiS, wyraźne osłabienie premiera Morawieckiego, który zaczyna przegrywać z dawnymi współpracownikami B. Szydło i Z. Ziobrą. Ewakuacja Kaczyńskiego z rządu wskazuje na to, że nie ma ochoty „twarzować” coraz większej ilości porażek rządu zwłaszcza w obszarze, który formalnie był mu przypisany, czyli bezpieczeństwie. Nie mamy bezpieczeństwa ani w obszarze zdrowia (1 miejsce w nadmiarowych zgonach w pandemii), energetyce (problemy z węglem, brak kontraktów na gaz), żywności (brak realnego wsparcia dla rolników), ani w obronności (Macierewicz zdziesiątkował dowództwo polskiej armii, wyrzucając kilkuset najlepiej przygotowanych oficerów wyższego stopnia; mówi się, że rządzący planują powrót zasadniczej służby wojskowej).

Czy nie powinniśmy powiedzieć dzisiaj za byłą premier: „nam się te pieniądze z UE należą”, a odpowiedzialna władza powinna zrobić wszystko, żeby jak najszybciej trafiły one do naszych firm, szpitali, rolników? Fundamentalną zasadą UE jest niezależność sądownictwa, którą nasza władza od kilku lat łamie. Nie dziwię się, że przychylna dotąd Polsce przewodnicząca Komisji Europejskiej (KE) Ursula von der Layen (Morawiecki głosował za jej powołaniem) straciła cierpliwość. Odwiedzała Polskę jeszcze w trakcie procedowania ustawy o Sądzie Najwyższym (w tym dniu senatorowie PIS jednomyślnie poparli poprawki opozycji), aby po chwili całość odrzucić w Sejmie. Zmarginalizowano po raz kolejny przy tym rolę Prezydenta RP, będącego wnioskodawcą ustawy.

Z jednej strony jej krytycy mają rację, że kształtowanie struktur systemu sprawiedliwości w krajach członkowskich to nie jest domena KE, ale z drugiej dbanie o przestrzeganie podstawowych praw zapisanych w traktatach już tak. A takim na pewno jest prawo do bezstronnego, niepodlegającego naciskom sądu. Niestety pod tym względem rządzący coraz bardziej zbliżają nas do modelu obowiązującego w Rosji, gdzie posłuszni władzy sędziowie wydają wyroki po jej myśli (patrz: decyzja sędziego Schaba ws. sędziego Tulei). Zaślepienie władzy zdaje się nie mieć końca.