Romantyczne dylematy
Tego nie spodziewał się nikt. Dwusetna rocznica Romantyzmu Polskiego przypada oto w najmniej romantycznym w tym stuleciu roku 2022. Można właściwie śmiało powiedzieć, że od siedmiu lat jesteśmy w Polsce w epoce Sturm und Drang (burzy i naporu), no i wiadomo, czyja to wina… Jak mawia pseudo-klasyk, to oczywista oczywistość. Po czasach mikromanii, nastała wreszcie dobra zmiana, czyli megalomania na wzór turecki, no bo – wiadomo – Turcja to poważne państwo. Z wymarzonego Budapesztu nad Wisłą celem naszym jest teraz Ankara nad Bosforem, a może Stambuł nad Dunajem? Bo wszystko wokół musi być po prostu „mega”. Mamy już nawet mega-inflację. No nie mówcie, że nie zauważyliście.
Świat nasz od dawna stał się jakby nietzscheański. Skończyły się fakty, a ich miejsce zajęły interpretacje. I to są właśnie te mega-niuanse w naszym codziennym mega-rodeo. Według teorii kwantowej prawie wszystko i prawie wszędzie może się jednak zdarzyć. W otaczającej nas wielowymiarowej hiperprzestrzeni wszystko płynie przecież nieustannie, panta rhei (πάντα ῥεῖ), czyli jest teoretycznie raczej mało prawdopodobne, byśmy dwa razy wdepnęli w to samo g… A jeśli tak, to należałoby to uznać za przeznaczenie: wielkiego pecha, tudzież wielkie szczęście. Jeśli w istocie historia kołem się toczy, to zdecydowanie diabelskim i w rytmie patataj-patataj. A jaki kraj, takie i jego patataj.
Jak dobrze wstać skoro świt. Nie waham się stwierdzić, iż to wielkie szczęście spotkało mnie i dziś, gdy tuż przed mym nosem, wśród porannej rosy i krzątaniny przedśniadaniowej z lekka skonsternowanych miejscowych restauratorów, przez kielecki Rynek przemknęła znienacka na pełnym gazie szalona dorożka. Pasażerowie dokądś się spieszyli, woźnica strzelał z bata, a konie z obowiązkowymi klapkami na oczach rżały radośnie i srały (wybaczcie) że aż miło. Ach, cóż to była za jazda! I cóż to za kraj, gdzie tak pięknie pobrzmiewa pod kopytami patataj-patataj… Niespeszony, rozmarzony i zapatrzony w europejskie niebo oraz gwiazdy na nim złote, na tle niebieskim a jakże, chwilę potem spostrzegłem końskie łajno wdzięcznie przylepione do butów mych swojskich, ale niestety mało kowbojskich. Patataj-patataj, niezła bonanza, cóż to za kraj! I cóż to był za koń, a może by tak szable w dłoń?
Koń jaki jest, każdy widzi (i czuje), a mnie generalnie na sam widok konia ogarnia przedziwna monotonia. Chyba że byłby to na przykład jakiś bezpański koń trojański albo jeden z tych co w szyku husarii ratowały przed Turkami Europę pod Wiedniem: koń hetmański. Och, a gdyby tak jeszcze nasi hej-hej-ułani znowu na koniach przybyli pod okienko? Może jakaś Kasztanka? Ach, znasz-li jakiś inny kraj, gdzie bardziej namiętnie i romantycznie brzmi to nasze swojskie patataj-patataj-patataj. Najmłodszym zaś obywatelom, w ramach wdrażania ich w przeszłość, teraźniejszość i przyszłość (patrz: nowy przedmiot „Historia i Teraźniejszość”) należałoby modelowo podarować konika-na-biegunach plus. No tak – jaki kraj, takie i jego mega-patataj. Mega ballada i mega romans – słuchaj dzieweczko, a ona nie słucha… Chyba głucha.
To mega-wieszcz Adam Mickiewicz namieszał nam w głowach wydumanym podziałem na dwie Polski: Polskę „mikromanów” – ludzi „rozsądnych”, „Europejczyków”, pragnących by „roztopiła się” ona w Europie (czyli przestała istnieć) oraz – paradoksalnie – Polskę romantycznych „megalomanów”, „szaleńców” i „barbarzyńców”, którzy „chcą, by istniała”. Trzeba jednak przypomnieć, że nasz cierpiący za miliony wieszcz, pisał o tym w wieku XIX, w czasach, gdy Polski nie było na mapie Europy. To zatem mega-nonsens, by pogrążać się w „Balladach i romansach” w oderwaniu od kontekstu historycznego, w którym powstały. No ale, jaki kraj, takie i jego patataj. Dwieście lat minęło, a u nas wszystko nadal takie romantyczne. Mega.
Kielce, Europa, 22.07.2022