Prometeizm w „Dżumie” i absurdyzm w szkolnictwie
Aby rozpocząć rozważania nad obecnością prometejskiego buntu w powieści francuskiego noblisty, należy ustalić i przypomnieć sobie kilka oczywistości, które w procesie udowadniania tezy postawionej w tytule są niezbędne.
Po pierwsze – Prometeusz tylko hipotetycznie stworzył człowieka. Faktem jest jednak to, że Prometeusz ujrzał człowieka nagiego, słabego i bezbronnego, bezsilnego, którego w brutalnym świecie czekała jedynie rychła śmierć. Tytan zapragnął im pomóc – wykradł więc z Olimpu ogień i dał go ludzkości. Na społeczeństwo zostały zrzucone wszystkie troski tego świata (puszka Pandory). Za ten i następne występki (które w definicji prometeizmu ani w Dżumie nie odgrywają żadnego znaczenia), które heros uczynił przeciw bogom, został ukarany przekuciem do skał Kaukazu, gdzie powracający co noc sęp wyjadał mu odrastającą wątrobę.
Z powyższej historii powstał termin prometeizmu – buntu podjętego w imię dobra ludzkości, wobec boga lub bogów – co jest niezwykle ważne. Liczba mnoga istoty boskiej w tej definicji oznacza, że nie jest to działanie wymierzone w konkretny byt wyższy od ludzi, tylko w wyższą instancję, w byt nieokreślony, który w danej wierze lub religii porządkuje świat, lub jest jego pierwszym poruszycielem. Tak więc może to być zarówno chrześcijański bóg, jak i Allah, a nawet ateistyczny porządek świata, który swe wytłumaczenie znajduje w najróżniejszych przyczynach. Możemy dopuścić się takiego ciągu przyczynowo skutkowego, gdyż za prometejskich buntowników uznaje się, chociażby Konrada z Dziadów. Warto dodać, że bohater prometejski ponosi zazwyczaj karę i cierpi w samotności.
Po drugie – Dżuma to powieści paraboliczna, czyli utwór obrazujący pewne uniwersalne prawdy moralne, filozoficzne, religijne i tym podobne. Tak więc, w obliczu tej definicji, dżuma jako choroba przyjmuje formę szeroko pojmowanego – zła, wojny lub systemów totalitarnych – komunizmu oraz faszyzmu.
Po trzecie – należy dokładniej nieco opisać zjawisko powieściowej zarazy. Dżumę przynosi ludzkości porządek świata, który jest niepodważalny, niezrozumiały, obcy człowiekowi. Zarazy są w istocie sprawą zwyczajną, ale z trudem się w nie wierzy, kiedy się na nas walą. Na świecie było tyle dżum, co wojen. Mimo to dżumy i wojny zastają ludzi tak samo zaskoczonych. Ludzie są zaskoczeni złem, gdyż w ich rutynowym życiu, określanym przez Camusa jako Mit Syzyfa, nie ma zła ani dobra; zapominają się w pracy i prostych przyjemnościach, nie są świadomi ani śmierci, ani zła. Nie chcą dostrzegać potencjalnego zagrożenia, gdyż bez jego widma życie jest łatwiejsze i pogodniejsze. Ponadto, zaczynają zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji, gdy dżuma zaczyna ingerować w ich życie codzienne – wcześniej symptomy dżumy są ignorowane.
Po czwarte – doktor Bernard Rieux. To wywodzący się z klasy robotniczej lekarz, dla którego zdobycie takiego fachu było nie lada wyzwaniem. Można powiedzieć, że musiał wykonać tytaniczną pracę, aby osiągnąć swój cel. –Ale najpilniejszą sprawą jest ich leczyć. Bronię ich, jak mogę, oto wszystko. -Przeciw czemu? -Nie wiem, przysięgam panu, że nie wiem. […] Byłem wówczas młody i zdawało mi się, że moja niechęć godzi w porządek świata. […] -Skoro śmierć ustanawia porządek świata, może lepiej jest dla Boga, że nie wierzy się w niego i walczy ze wszystkich sił ze śmiercią, nie wznosząc oczu ku temu niebu, gdzie on milczy.
Bernard Rieux nie czekał na reakcję Boga i ze wszystkich sił walczył ze śmiercią, która bez jego ingerencji, czekałaby wszystkich mieszkańców Oranu. Dbał o ludzi, kierowany ideą humanizmu, pojmowanego przez egzystencjalistów jako dobro jednostki, prawo do wolności i szczęścia osobistego. Oba te prawa zabrała człowiekowi dżuma (zło, przyniesione przez porządek świata/wojna/totalitarny ustrój). Dlatego też nie sprzeciwia się i nie pogardza planem ucieczki Ramberta -Pragnienie szczęścia to żaden wstyd. Ponadto lekarz ma świadomość tragizmu zarówno własnego, jak i całej ludzkości – Bakcyl dżumy nigdy nie umiera. Ponosi również osobistą klęskę i cierpi w samotności, gdyż jego żona umiera w sanatorium. Rieux widzi bezbronnych wobec zarazy ludzi; jest świadkiem śmierci niewinnych, kilkuletnich dzieci; mimo ciążącego nad nim stałego zagrożenia, nie poddaje się. Ponosi zwycięstwo moralne, do którego pokierował go egzystencjalny humanizm oraz własne sumienie, zbudowane na uczciwej pracy. Niestety spotyka go również osobista kara. To wszystko oczywiście czyni go ucieleśnieniem prometeizmu.
Dlaczego?
Dla Camusa to fundamentalne pytanie, dla mnie zaś – przyczyna smutku.
Omawianie Ferdydurke i Procesu we fragmentach to nieśmieszny żart. Omawianie Potopu w całości to obrzydliwość. Z całej twórczości Tokarczuk wyciągnięcie jednego opowiadania to potworna pomyłka. Ale omówienie Dżumy, bez kontekstu, tj. Mitu Syzyfa, bez wspomnienia o prometeizmie Rieuxa, uproszczenie filozofii Camusa i wepchnięcie go do egzystencjalistów, którzy również streszczeni są do dwóch twierdzeń – życie nie ma sensu i człowiek stoi przed wyborami. Byle tylko zdążyć, byle omówić wszystkie 80 lektur – to przewyższa wszystkie wcześniej wspomniane absurdy. Licealista nie ma prawa zrozumieć Dżumy bez kontekstu, tak samo, jak Procesu z resztą. Brzydzi mnie podstawa programowa, która stawia na ilość, a nie jakość. To zniechęca młodego człowieka do literatury, gdyż przedstawia mu się ją w pigułce, stłamszoną, zmieszaną; w takiej postaci przypomina co najwyżej wymiociny.
Rozumiem argument, że język polski to nie filozofia. Skoro tak, to dlaczego omawia się na nim powieść, która bez szeroko zakrojonego kontekstu filozoficznego, nie jest pełnoprawnym dziełem? Niech za dowód niedbałości w tych kwestiach stanowi fakt, że w jednym z podręczników do języka polskiego, jako dzieło Camusa wpisany jest Mit Prometeusza. Taki utwór oczywiście nie istnieje.