Więcej Świat(ł)a

FelietonyWięcej Świat(ł)a

Świętojański sen emigranta

W mojej małej wsi ciągle mi się śni, aby choć na chwilę stać się… frywolnym motylem, skaczącym z kwiatka na kwiatek tak, by nie drgnął nań ani jeden płatek… Marzy mi się sielanka od zmierzchu aż do poranka. A potem, gdy już obudzę się rano, niech znowu porwie mą duszę pogmatwaną ów wiatr wyobraźni, co to z amanta momentalnie czyni emigranta. Na nowo. Ech, Jolka, Jolka – jak Ty już nic nie pamiętasz. Gdzie te pagórki leśne? Gdzie te łąki zielone? Gdzie one są? Choćby od święta. Ta noc przeklęta po prostu jest, bo płacze deszczem. Co jeszcze? Tu Piasek, tam Wilki gonią Baśkę, co miała fajny biust, ale najważniejsza przecież jest Kaśka, z którą można było konie kraść…

Jak wrócić do swojego kraju po trzydziestu paru latach? Czy to w ogóle możliwe? Ulegam fantasmagorycznej iluzji, że ja naprawdę jestem stąd, bo czuję, że stąd jest ma dusza. Słowiańska i bezpańska, poobijana do granic wytrzymałości, a tu jeszcze nagle zrobiło się keine Grenzen. Strach…

Read More
FelietonyWięcej Świat(ł)a

Czy leci z nami pilot?

Nieodgadnione są ścieżki, jakimi chadza nasza wyobraźnia. Co krok zaskakiwani jesteśmy różnorodnością skojarzeń i zmyśleń. Duch nasz ochoczo powraca też do owych naiwnych doświadczeń, których idealna świeżość i spotaniczność przysparzały nam kiedyś tylu niezapomnianych wzruszeń i uniesień.

Coś, co doskwiera teraz, to taka trochę peryferyjnie banalna codzienność oraz ewentualne okazjonalne bujanie w obłokach. W końcu wymaga to przecież odwagi oraz pewnej dozy fantazji, czyż nie tak? Znad chmur niewątpliwie widać lepiej a ja uwielbiam wręcz te bezsenne noce podczas długich lotów – zwłaszcza gdy towarzyszą im turbulencje. Lubię mocne wrażenia.

Read More
AktualnościFelietonyWięcej Świat(ł)a

Poranna medytacja. Ludzie, zejdźcie z drogi…

Przeminęły w końcu zimowe chłody i kwiatki wyrosły na wiosnę. W Opolu po raz 61. znów festiwal. Jest jakby normalniej i lada moment znowu zacznie się kalendarzowe lato. Wydawać by się zatem mogło, że od razu na rower wskoczyć trzeba i najlepiej udać się gdzieś w siną dal. Wraz z nadejściem lata ma przecież być natychmiast tyle słońca w całym mieście. Popatrz, no po prostu popatrz, ile szczęścia niosą z sobą zakochani…

Tylko na wsi niestety ciągle leje jak z cebra, przez co utknął na dobre wśród tych łąk zielonych nasz czuły listonosz (niczym ów narrator ze słynnego eseju noblistki). Przy małej kapliczce pod wiatą przycupnął, zadumany w medytacji nad naszym losem, onieśmielony nieco pobożnym patosem. Wiejska droga rozmokła zupełnie i wkoło błota tyle, że nie sposób złapać jakąkolwiek równowagę i jechać dalej. A to przecież i tu, i tam ludzie na listy czekają…

Read More
FelietonyWięcej Świat(ł)a

Carpe diem: Od ody do ody

W 2014 roku niespodziewanie znalazłem się w Urugwaju. Z okien restauracji El viejo y el mar (Stary człowiek i morze) w Montevideo w ciepłe majowe późne popołudnie świat wygląda inaczej. Pierwszy właściciel był podobno zaprzyjaźniony z Ernestem Hemingwayem i stąd wzięła się nazwa miejsca, położonego dokładnie u ujścia Rio de La Plata do południowego Atlantyku. Wpatruję się we wzburzone fale nieopodal i wsłuchuję się w ich szum…

W czwartkowe popołudnie maja 2024 roku siedzę w kawiarence Mała rozkosz, która powinna się właściwie nazywać Carpe diem (Chwytaj dzień). Za oknem nie ma Atlantyku, ale tętniąca życiem świętokrzyska stolica mojej małej ojczyzny. Dzień jest słoneczny, więc go chwytam: fizycznie, lirycznie i metafizycznie. Piszę Odę świętokrzyską? Raczej nie. Wszystkie ody zostały już napisane. Oda do młodości, Oda do wolności, Oda do radości… – ta ostatnia wyśpiewywana donośnie po wielekroć, po polsku oraz ukraińsku. Wojna tak blisko, lecz mimo wszystko chwytajmy dzień. Jutro musi być lepiej. Oda carpe diem.

Read More
AktualnościFelietonyWięcej Świat(ł)a

Nieznośna tymczasowość

Gdy wszystko wokół przemija niczym sen, szukamy w pamięci jakichś trwałych punktów odniesienia do przeszłości, pozwalających przetrwać to, co niespodziewanie zsyła nam los.

Nie mają oczywiście większego sensu jakiekolwiek próby użalania się nad sobą. Albowiem tak jak nie można zatrzymać czasu, nie można również uciec przed przeznaczeniem. Warto zatem ot tak, po prostu dać się ponieść owej nieznośnej fali tymczasowości, która raz po raz zaskakuje nas jakże fascynującymi zwrotami akcji w teatrze życia.

Read More
AktualnościFelietonyWięcej Świat(ł)a

EUropejskie metamorfozy. 20 lat minęło…

Spacerując po Domu Historii Europejskiej w Brukseli, pogrążyłem się w metaforach i mitach. Naturalnie od razu przypomniał mi się Owidiusz i jego mitologiczne metamorfozy, w których z chaosu, po wielu przemianach i perypetiach zawsze wyłania się w końcu jakaś spójna i szczęśliwa całość.

Porwana przez (zmienionego w dorodnego Byka) Zeusa przepiękna Europa wydaje się być wystraszona i zachwycona jednocześnie, jakby zdając sobie sprawę, iż pomimo podróży w nieznane wszystko i tak dobrze się skończy. Na Krecie. Zapytajcie przy okazji współczesnych Kreteńczyków o tajemniczą grotę, która stała się schronieniem dla Europy, uwiedzionej przez niewątpliwie zakochanego w niej po uszy Zeusa.

Z zadumy nad pogmatwanymi losami naszej Europy wytrąca mnie stwierdzenie James’a Joyce’a, który powiedział kiedyś, że “historia… to koszmar, z którego usiłuje[my] się obudzić.” Przestrzeń kulturowa, w której dane nam jest żyć, śnić, kochać i umierać, jest trudna, wieloznaczna i subiektywna.

Read More
FelietonyWięcej Świat(ł)a

Paryż i nie tylko. Po deszczu?

W Paryżu bywam raz na jakiś czas, lecz myślę o nim codziennie i zazwyczaj przy porannej kawie. Niedługo majówka, więc tym bardziej w – podobno – „najbardziej romantycznym mieście Europy” wszystko zdarzyć się może. Nad Paryżem zazwyczaj tylko sporadycznie pojawiają się ciemne chmury, nie warto więc martwić się, że zaraz znowu zacznie padać. Odruchowo, niejako na wszelki wypadek nosi się tam jednak ze sobą parasol automatyczny, co to otwiera się błyskawicznie, gdy tylko spadnie z nieba choćby kilka kropel. Parasol może być tęczowy, kolorowy: wymalowany w wielobarwne krople spodziewanych opadów. Wiadomo przecież nie od dziś, że im bardziej kolorowy parasol, tym bardziej kolorowy deszcz, tak jak im większa chmura, tym mniejszy deszcz (?). 

Tak samo jest nad Pacyfikiem, od Valparaiso w Chile po kanadyjską Victorię na Wyspie Vancouver. Nie inaczej jest nad Atlantykiem, gdyż po deszczu zawsze przychodzi słońce. Nad Zatoką Persko-Arabską deszcz pada średnio dwa-trzy dni w roku. Rzuca się wtedy wszystko i pędzi na pustynię, by najpierw tańczyć w deszczu a potem podziwiać tęczę oraz rozkwitającą nagle pustynię. Wszyscy wierzą, że skoro Allah (tak, to ten sam) zesłał deszcz, to spotyka ich oto wielkie szczęście i nawet chwilowa powódź w Dubaju z całą pewnością tego nie zmieni.

Read More
AktualnościFelietonyWięcej Świat(ł)a

Primaaprilisowy śmigus-dyngus

W tym roku prima aprilis i śmigus-dyngus wypadły w tym samym dniu.

Dawniej mówiło się „oby do wiosny” i chyba mamy wreszcie wiosnę, ale to niestety dopiero kwiecień-plecień. Wszystko się zatem przeplata: wojna i pokój, rozpacz i nadzieja, smutek i radość. Tak wielobarwnie wygląda przednówkowa codzienność na pograniczu centrum i peryferii świata tego, gdzie wśród zmieniających się pór roku wszystko jest prowizoryczne i nic na serio?

W każdym z nas coś woła, historia smutna lub wesoła. Mamyż w sobie coś z chochoła? Sednem do zrozumienia duszy polskiej są ciągle zaklęte w kadrze widma i zjawy „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Nadal kluczową pozostaje słynna kwestia „Co tam, panie, w polityce? Ano Chińcyki trzymają się mocno!?”

Chociaż nie do końca wiadomo, gdzie te „Chiny” leżą (na pewno daleko), najważniejsze, że chłop potęgą jest i basta!  Nie szkodzi, że mu słoma z butów wyłazi, wszak na weselu bez butów być nie przystoi. Co tam Chiny, dla nas Polska to jest wielka rzecz! Nie szkodzi, że skrzeczy w niej pospolitość.

Read More
AktualnościFelietonyWięcej Świat(ł)a

Tu i tam, i teraz. Wiosna na peryferiach

Zeszły weekend wyjątkowo spędziłem na belgijsko-francuskich peryferiach – wśród malowniczych wydm Dunkierki – kolorowej, ciepłej i nieco tajemniczej. Dzisiaj z kolei jestem już w zupełnie innym świecie – w szwajcarskim centrum Davos, nieopodal Czarodziejskiej Góry, która przywodzi oczywiście na myśl Thomasa Manna. Było i jest magicznie, więc zastanawiam się, skąd tak naprawdę lepiej patrzeć na świat. Podobno najlepiej zrozumieć centrum świata z peryferii, jeszcze lepiej zaś, gdy peryferie stają się w końcu centrum. W świecie, w którym przyszło nam żyć, granica pomiędzy peryferiami a centrum stała się zresztą niezwykle ulotna.

Do Dunkierki dotarłem w końcu za sprawą filmu, który już raz widziałem. Do Davos zaś przywiodła mnie ponownie po latach powieść Thomasa Manna, którą czytam na nowo i w jakże odmiennym kontekście. Oczywiście, że podobają mi się nadal najbardziej tylko i wyłącznie tylko te filmy/miejsca/książki, z którymi już się kiedyś zetknąłem. Od trzydziestu paru lat czuję się jak na „rejsie”, niczym na łódce targanej niespodziewanymi podmuchami wiatrów, wśród nieustająco powracających w mą stronę fal oceanu. Dryfuję i to wrażenie nie zna granic. Nie ma też końca.

Read More
AktualnościFelietonyWięcej Świat(ł)a

Nie ma, jak na wsi. Być, czyli mieć

Często o tej porze do Lublina zmierzam – przez Sycynę, Zwoleń i Czarnolas. Po drodze – jak zawsze – mijam małą wieś Szczęście, nazwaną tak zapewne na cześć Jana Kochanowskiego. Tak właśnie sobie wyobrażam “wieś spokojną, wieś wesołą”, gdzie mimo chłodu, nie ma głodu, a faunowie skaczą radośnie po lesie, szczęśliwi gospodarze zaś wieczorami liczą wracające z pola ekstatycznie ryczące bydło.  Od czasów wieszcza wiele się tu zmieniło, bo obecnie w Szczęściu – bez względu na porę – ze świecą szukać by bydła jakiegoś. No właśnie, gdzie się podziały te krowy szczęśliwe i święte? Pewnie śpią jeszcze bądź też wyemigrowały. Wyklęte?

Skoro o szczęściu mowa, nie sposób nie poddać się metafizyce i nie wspomnieć o Arystotelesie. Według niego być szczęśliwym, to “dobrze żyć i dobrze się mieć”. Szczęście zatem to bardziej sposób życia niż stan materialny. Szczęście to najwyższe pragnienie wszelkich istot ludzkich. Skoro zatem szczęście jest w nas, to droga do niego prowadzi poprzez rozważne pielęgnowanie w sobie cnót najszlachetniejszych. Indywidualne szczęście splecione jest też ze szczęściem zbiorowym, z troską o dobro wspólne. Im bardziej sami jesteśmy szczęśliwi, tym szczęśliwszymi czynimy naszych współobywateli. Być szczęśliwym, to mieć szczęście i potrafić się nim dzielić. Wtedy nigdy nam szczęścia nie zabraknie.

Read More